witajcie, jestem juz, ale mialam kiepska noc, polozylam sie juz o 9 bo mnie glowa bolala, ale tak mnie bolala, jak nigdy wczesniej, co chwile sie budzila, w koncu o 1 30 obudzil mie straszny bol zoladka, az musialam do wc leciec wyrzucic z siebie to co bylo niedobrego, tyle ze nie wiem co to bylo!! nic nie jadlam innego niz maz, moze jakis wirus bo kolezanki w pracy tez jakis czas temu mialy, oby nie swinska grypa

relacji cd. dzisiaj wiecej fotek niz opisow bo dalej zoladek boli, musze sie polozyc
godzina 1640 jedziemy do kosciola, a daleko nie bylo, 5 minutek i juz zajezdzamy, z daleka widze pierwszych gosci, wiec usmiech od ucha do ucha.

wysiedlismy naszym schematem przedyskutowanym w autku wczesniej, najpierw swiadek otwiera mlodemu, pomaga wysiasc swiadkowej a mlody mlodej. poszlismy sie z kazdym przywitac bo jeszcze troche czasu bylo.


pozowanie do zdjec, a pogoda niezbyt laskawa, od kazdego uslyszalam jak pieknie wygladam, a babcia swtierdzila, ze ze nie spodziewala sie nawet ze bede tak pieknie wygladac, nie jestem pewna do tej pory czy to mial byc komplement. ale wiatr zawiewal troche

nagle rozgladam sie, an tu juz para mloda przed bnami wychodzi, zyczenia sie koncza, a swiadkowie poszli podpisac swoje dokumenty, ksiadz mowi do nich, a wy tu co, oni, ze na slub, a ksiadz co znowu jakis slub?? smieszny taki ksiadz, rozluznial nas ale i denerwowal w trakcie slubu, ale o tym potem, do koscielnej mowi to metne wino to mi nalalas? a ona ze nie to dobre, na to on, to dobrze, to metne to proboszczowi zostaw
a wszystko przy naszych swiadkach. nadszedl czas i trzeba goscuom wchodzic, a nam sie ustawic,

cdn za chwile.