U nas w przedszkolu tez dzieci non stop chore i chore przychodzą

, w piątek bylam swiadkiem jak pani nauczycielka wezwala tatusia (tatus do najmlodszych juz nie nalezy ,toz to wiadomo powinien byc mądrzejszy), ani mu tlumaczy ze dzownili do nich zeby przyszli po dziecko wczesniej bo chlopiec ma wysoką (39 stopni) gorączke i drgawki, pani mowi ze jest chory, a tatus na to że on to wie, noi co takiemu zrobisz

, ja padlam, na dzien dobry...
I to z grupy mojego dziecka, gdzie ja chwilke wczesniej odebralam swojego malucha, a po chwili przyszla matka, po dwojke dzieci ,jedno z grupy mojego synka, wychodzi, siadają w szatni, wychodzi zaraz z drugiej grupy drugie ,kaszla w tej szatni jak gruzlicy ,ja na matke, ona na mnie, kaze siadac dzieciom, ubrala i wyszla.
I nic to nie daje ze nauczyciele dzwonia do rodzicow ,mowia ze dzieci chore, rodzice nie przychodzą....., tzn jeden przyjdzie, dziesięciu nie.
Najlepsze jest to ze jedno dziecko przyszlo z jelitowką, mlody sprzedal nam pierwsze mnie, od soboty ledwo żylam, pozniej moja mama i mąz, mlody sie trzyma, mam nadzieje ze go nie zbierze, dzieci nadal z jelitowka chodza, widac ze oslabione, ale rodzice puszczają, dzis weszla okazalo sie ze pani nauczycielka mojego synka zlapala jelitówke, wlasnie jej zalatwialam tabletki , noi tak sobie krązy to wszystko nadal brrrrr