Ola! To i tak nieźle na początek

Jeśli ktoś nadal mnie wspiera, to melduję, że szósteczka zaliczona. A jutro Taniec Orientalny. Bardzo się cieszę i czekam z niecierpliwością.
Rano pospaliśmy po przeżyciach wczorajszego dnia, który nas ostro zmęczył. Niemniej dziś cieszę się z niego jeszcze bardziej niż wczoraj.
Marika w krzesełku dużo chętniej zjada obiadki. Stadne zwierzę

, gdy my jemy, to i Ona dzioba chętniej po swoje otwiera. Zapomina nawet, że jedzonko jest do mielenia i pięknie je sobie przeciera bez narzekania. Ot co z nią czyni jedzenie posiłków w towarzystwie.
Dziś u dziadków po raz I zjadła Gerrberowe jabłuszko i nie narzekała na nie. W moim odczuciu jest ono słodsze od Bobovitowego. Jednak to pojęcie względne.
Tak sobie patrzę, jak dziadkowie mojej córy fiksują na jej punkcie i w sumie cieszy mnie to. Ja nigdy nie miałam takich dziadków, Paweł też nie, a naszej Marice się poszczęściło i życzę Jej by trwało to, jak najdłużej. Dłuższej opieki, jednak bym nad nią nie powierzyła żadnym z rodziców. Zepsuliby Ją do szpiku kości. Dziś tylko wytrenowała babcię do podnoszenia zabawek, a babcia się z tego śmiała. Dziadek zaś dzielnie znosił Jej targanie za obrus. U mnie i Pawła takie rzeczy nie mają miejsca

Obejrzałam dziś fotografie Pawcia z okresu jego niemowlęctwa i dzieciństwa. Marika to skóra z niego zdjęta... niezaprzeczalnie.
Przed nami kolejny intensywny tydzień. W piecu zaopatrzenie obiadowe dochodzi. Schab w sosie musztardowym, duszone pałeczki z kurczaczka,pieczona rybka w ziołach. Na bieżąco zrobię suróweczki z pora, marchewki z jabłkiem, sałaty pekińskiej ze słonecznikiem. Dodatkowo ziemniaki na parze lub ryż parabolied i mam obiadki od poniedziałku do piątku.
Teraz już tylko relaks: pedicure, spa stóp i "Seks w wielkim mieście"