Słuchajcie mam problem z mężem... pracuje - ok, stara się zarobić,żeby nam nic nie brakowało - ok, ale mało się Maksem zajmuje.
Jak wróci z pracy dobra ma prawo odpocząć (cały dzień prawie za kierownicą), jeść, ale potem bierze laptopa i ciagle przy nim grzebie, albo w necie... jak mały leży obok na kanapie albo na leżaczku to czasem zagada do niego, jak idziemy na spacer to dumnie wózek prowadzi. Ale jak kiedyś poprosiłam,ze moze by Maksa przewinął lub wykąpał, to mówi,ze nie, bo mi to szybciej pójdzie. A jak mu tłumacze,ze mi nie chodzi o to czy szybko czy nie, tylko to będzie dla mnie pomoc, nawiaze relacje z synem, to on na to,że jak bedzie musiał to go przewinie i wykąpie ( w sensie jakby mnie akurat w domu nie było i on byłby z Maksem sam). Kuźwa nie kumam czegoś takiego. Tłumaczyłam mu nawet,ze jak go xle przewinie i sie mały przesika czy coś, to trudno, nie bede mu robić uwag, tylko przebiore dziecko, ale on swoje. Nie wiem czy sie boi czy co???
Dzis to mnie wku...wił, bo mały marudził przed kąpielą, krzyczał płakal, niczym nie dałam rady go zająć, a tatus siedział sobie obok z laptopem, bo on musi gry oddać kuzynowi i musi je poinstalowac

noz ku...a myślałam,ze nie wyrobie!! 10 min. by go nie zbawiło wziąć małego i z nim pochodzić po domu... teściowa Maksa wziela, a mąż wzruszył ramionami i grał dalej!!! Nie odezwałam się do niego slowem od tamtej chwili.
Jak u was jest??? Tatusiowie zajmują sie maluchami??? Jak to wygląda??? I jak mu wytłumaczyć zeby sie dzieciem zająl i mi pomógł troche wiecej???