Ja już po. Byłam w szpitalu na ktg, oprócz tego bardzo fajna, młoda lekarka mnie zbadała ginekologicznie i przez usg. Jestem przypadkiem szczególnym

bo tak naprawdę nie wiadomo kiedy jest moja data porodu. W ogóle leżałam pod tym ktg chyba z godzinę bo mały tak bardzo się ruszał, że nie był możliwy zapis. Jak od rana w ogóle nie był aktywny tak na ktg zaczął szaleć, aż położna się dziwiła

. Generalnie z łożyskiem ok, wody jeszcze są, rozwarcie nadal na 1 palec więc chyba masaż szyjki nie pomógł. Teraz procedura jest taka, że mam sie zgłosić jutro rano do poradni ginekologicznej na ktg i tam "przejmie" mnie lekarz, który zdecyduje co ze mną zrobić. Ale raczej wyznaczy kolejny termin ktg i odeśle do domu. Jakbym chciała to by mnie przyjęli dziś na oddział bo jestem po terminie ale nie chcę bo to bez sensu. Będę przyjeżdżać na ktg pewnie co 2 dzień. Lekarka przyznała, że dopiero po 7-10 dniach od mojego "mniej więcej terminu" zastanowią się co ze mną zrobić, czy wywoływać czy jeszcze czekać :\. Także generalnie mogę się jeszcze tak bujać do następnego weekendu. Jestem załamana

. Nie przypuszczałam, ze mogę tak długo czekać. Mama się cieszy, że będe tak długo ale ja nawet ciuchów nie wzięłam na taki okres czasu....Lipa kompletna. Pewnie jutro na badaniu usłyszę to samo. R. się już niepokoi i też nie jest zadowolony, że tak długo będę tu, a on tam. No ale co zrobić...