Dziękuję Wam za komplementy. fajnie jest usłyszeć coś miłego

dzieki wielkie że zagladaćie i jesteście ze mną.
Wczoraj był specyficzny dzień - dzień calkowitego wyprowadzenia sie ode mnie z domu. sam wyjazd był słono oblany łzami bo choc ostatnie dni w domu nie nalezały do najmilszych to jednak ciezko było opuścić swój pokój, swoje podwórdko, swoje oczkow wodne wraz z żabą

i tzw "swoje graty". wczoraj mialam doslownie ochote sie upić z tego wszystkiego ale nie wyszło. posiedzielismy troche ze znajomymi michała. ja przy lekkim drinku a i tak po chwili nogi mi wacialy i wszyscy mieli ubaw że jestem ekonomiczna. no ale zaczełam czuc sie dziwnie wiec zjedlismy z miskiem zapiekanke na pół i lekko mi przeszlo. wieczorem scielac łóżko tez czułam sie dzwnie...siadłam i tez jeszcze poplakalm jak Michal był sie kąpać.
wiecie co - jemu też wczoraj oczy zaszly lzami gdy wyjezdzalam z domu i jak już w aucie calkiem pusciły mi emocje i poplakalam sie jak małe dziecko. mój tata w domu nie przyznal sie do emocji wcale ale dzis jak z mama gadałam przez telefon to powiedziala że go tak zamurowało że do wieczora nic nie powiedział. mamie tez ciezko choc przeciez wszyscy od dluzszego czasu wiedzieli ze przyjdzie czas wyjscia z domu.
ech..nawet teraz jak to pisze to łezki sie leją... nic, musze sie wyplakać bo inaczej mi nie przejdzie.
wczoraj jeszcze lezelismy z M. wieczorem i tak pytałam go jak to bedzie. jak ja tu dam sobie rade, jak z pracą, jak z jazdą autem. ale on na serio zachował sie jak prawdziwy męzczyzna.... nie potrafie wam pzytoczyc tego co powiedział ale to bylo takie prostoz serduszko, że damy sobie rade, że pomoże mi z przypomnieniem sobie jazdy autem, że jakoś to bedzie i że bedzie ze mna. wiecie jakie to było dla mnie ważne. a w nocy.... poniewaz kiepsko spalam to czułam co robil.... jak tylko sie przebudzał to odwracal sie do mnie i np pocalował w ramie, albo wzial za reke.... rano jak wstawał do pracy też podobnie... to było bardzo miłe. nie miało to podtekstu typowo "łózkowego" to bylo poprostu bardzo czułe i takie "troskliwe". nie wybudzil mnie całkiem ale wiedziałam co sie dzieje. mój M. zmienia sie... mam nadzieje że tak nam zostanie... i nie zszarzejemy i nie wpadniemy w rutyne.
wiem że do slubu jeszcze kilkanascie dni ale ja już od wczoraj zaczynam nowy etap swojego życia. Kocham go i mam nadzije że nam sie uda przetrwać trudne chwile.
a teraz zmiana tematu - suknia mi sie nieco wygniotla wiec wisi na razie na wieszaku okryta lekkim przesieradlem...mam nadzieje że sie naprostuje bo ciezko by było ja uprasować ze wzgledu na liczne fałdki i marszczenia. to podobno normalne i nawet pani w salonie slubnym mi kiedys mowila i pokazywala w jakiej postaci dostaja suknie do salonu...w worku zlozone w dzua prostokatna kostek..potem to wieszaja na manekin i po 2 - 3 dniach jest ok. mam nadzieje ze i moja suknia sie naprostuje ale tez...przeciez jak wsiade do auta to nie wiem czy nie zrobi sie z nia to samo. hmmm...ktos ma jakies pomysły?