Lemmy jak samopoczucie przed ślubem???
pytam bo u mnie dzieja sie niesamowite zmiany. nie tyle w przygotowaniach co w moim nastawieniu a raczej przestawianiu sie na inny tok myslenia. szkoda tylko ze wraz z tym już zaczyna mnie draźnić teściowa
no ale mam nadzieje że to chwilowe. ona tez wczoraj miała kiepski dzien i mysle ze stad te dziwne nerwy.
no ale jak mysle ze to juz tylko kilka tygodni to szok. szybko poleciało prawda???
Czas leci niesamowicie szybko! Za 5 tygodni będziemy już po!!!!!!
Nerwów jak na razie nie czuję, jedynie niesamowite, zwiększające się z każdym dniem podekscytowanie.
W sobotę byliśmy z Danielem w Kielcach; pojechaliśmy z zaproszeniem do znajomych, których córki nie widziałam od 8 lat. Zapraszałam ją i jej męża właściwie jedynie z szacunku dla nieżyjącego ojca Izy, który wiele mi pomógł za życia. Spotkanie okazało się niezwykle miłe. Inaczej niż kilka lat temu, kiedy ja byłam 17-latką, a ona 26-letnią kobietą. Mam nadzieję, że jakaś przyjaźń między nami rozkwitnie, bo aż już tęsknię za Izą!
Długo opowiadała mi o ich perypetiach ze ślubem, ale w taki fajny sposób. Czuliśmy się troszkę jak u psychologów, którzy na coś wielkiego nas przygotowują. To było niesamowite. Potem panowie, tzn. Daniel i mąż Izy - Krzysiek, pogadali sami, a my same. Super było. Podobało mi się też to, że oni 5 lat po ślubie wspominają ich dzień, jako naprawdę wyjątkowy - jedyny taki w ich życiu. A niestety nie każdy tak na to patrzy! Spotkałam się z dziewczynami, czy małżeństwami, dla których ślub był ok, ale nic poza tym. Albo się umęczyli dekorując salę, albo mieli dość przygotowań i samo wesele było po prostu finałem - końcem zmagań.
Okazało się, że Iza i Krzysiek przygotowując się do ich dnia, zachowywali się dokładnie tak jak my. Ja takie samo mam podejście dzisiaj do wszystkiego, jak ona miała. I podobnie Daniel.
Co do tesciowych... wiesz Ewelinko, mi moja nie do końca odpowiada, tak samo jak teść. Oni wprawdzie pokochali mnie jak własną córkę, ale ja jestem przyzwyczajona do zupełnie innych relacji z rodzicami. Z rodzicami Daniela nadajemy na innych falach. Moi zawsze byli dla mnie bardziej, jak kumple. Nikt nie mądrzył się, dali mi czas i możliwość zdobycia własnych doświadczeń. Sama wielu rzeczy się nauczyłam. Poza tym niesamowicie dużo osiągnęli, powodzi im się bardzo dobrze, mają swój styl, dużo luzu, chęci i pomysłów na życie, wolny czas itd. Eksperymentują, poszukują nowych rozwiązań w kuchni, nowych roślin w ogrodzie, nowych miejsc do odwiedzenia na świecie, nowych win do spróbowania... A rodzice Daniela są tacy ... hmmm, wprawdzie kochani, ale ... nie wiem. Nie do końca mi odpowiadają, a poza tym nie chce mi się codziennie gadać z nimi przez telefon. A oni po pracy siedza w domu i czekają na godzinę 20, kiedy zadzwonią do nas.
Teraz już się przyzwyczaiłam, ale na początku było to dla mnie ciężkie.