Spokojnie, ja się nie gniewam.
Chciałam się tylko podzielić moimi odczuciami.
Sama ogromną rolę przykładałam do przygotowań. Piszę przykładałam, bo z upływem czasu życie weryfikuje moje pomysły...
Nienawidzę różowego - mam fuksjowy wystrój sali, zaproszenia z motywem fuksji i buty najprawdopodobniej.
Nie chciałam kamery - w końcu stwierdziłam, że głupia byłam, bo to świetna pamiątka potem dla dzieci (ten argument trafił akurat do mnie).
Chciałam oryginalne zaproszenia - są oryginalne, ale sama nie wiem czy mi się podobają.
Upierałam się na obrączkę z brylantem - zrezygnowałam ze względów technicznych.
Marzyłam o zaręczynach w eleganckiej sukni i pełnym makijażu - byłam w dresie i lekko zdyszana.
Zakochana jestem w sukniach typu hiszpanka i rybka - wiem, że takiej nie założę, bo przez problemy zdrowotne trochę ostatnio przytyłam.'
Im bliżej ślubu, tym więcej rzeczy sobie "odpuszczam". Nie chcę powiedzieć, że "olewam", albo że mi nie zależy, ale widzę, że czasem gra nie jest warta świeczki.
Dodatkowo do lekkiej refleksji skłoniła mnie sytuacja rodzinna - siostra zorganizowała wesele i ślub w niecałe 1,5msc i było na prawdę cudownie

ja miałam 1,5 roku, więc na pewno moje wesele będzie tym moim wymarzonym

Widzę jak angażujesz się w przygotowania, to urocze, nie chciałam Cię urazić. Po prostu widzę po znajomych i rodzinie, że np. nikt nie pamiętał nawet jakiego koloru były kokardy na pokrowcach przy krzesłach, albo czy tort był płaski czy piętrowy
