SUKNIA
No dobra dziewczyny, to czas na moją sukienkę. Ale zanim Wam ją pokażę, to trochę Wam opowiem, jak do tego wyboru doszło...

Jak wiecie, wybór sukienki to był dla mnie istny koszmar. Nic mi się nie podobało. Doszło do tego, że się poddałam i w ogóle o żadnych sukienkach nie chciałam słyszeć. To był temat zakazany. Jakoś sobie ubzdurałam, że na sukienkę się czeka max.3 miesiące i chciałam się zabrać za jej szukanie luty-marzec. Dwa tygodnie temu napisała do mnie koleżanka z Warszawy i standardowo, zapytała się jak kiecka. Powiedziałam jej, że nawet nie chcę o tym gadać. Ta mnie wystraszyła, że przecież na sukienkę to się czeka ok.5 miesięcy i tak zmotywowała, że tydzień później byłam u niej w Warszawie na poszukiwaniu sukienki marzeń.
Zaczęłyśmy w piątek z rana. Pierwszy salon - masakra.. wciąż mi się nic nie podobało. Już zaczęłam tracić nadzieję... Ale potem przyszła kolej na Madonne.( Bardzo polecam te salony, świetna obsługa, miła, profesjonalna, pełne skupienie na klientce i fajne kiecķi). W pierwszej Madonnie o dziwo spodobały mi się dwie sukienki. Pierwsza princessa z ciekawym dołem z takich nietypowych falban, przypominała mi suknie Zienia i druga - romantyczna, prosta, z koronki. Już byłam zadowolona. Coś mi się wreszcie podobało

Potem poszłyśmy do drugiej Madonny. Wiedziałam, że tam są jedyne w Polsce suknie Berty (jednej z tych izraelskich projektantek na punkcie których sukni oszalałam, wklejałam ich zdjęcia). Wiedziałam, że żadnej z nich nie kupię, bo najtańsza kosztuje 27000, ale chciałam przymierzyć, żeby wiedzieć. . Za przymierzenie trzeba zapłacić 300 zł., nie kaucji (!). Nie wiedziałam czy będę przymierzać, ale chciałam je choć zobaczyć. Niestety wszystkie pojechały na jakiś pokaz... a może i dobrze.. W każdym razie w tej drugiej Madonnie też spodobała mi się jedna sukienka.. Prosta, koronkowa, kobieca, wyglądałam w niej seksownie, nie wiem, czy nie aż nadto ;P W piątek zauważyłam też w internecie w Atelier Laurelle suknię niczym z kolekcji Berty. Szybko tam zadzwoniłam i spytałam czy mogę przymierzyć tę jedną sukienkę. No i faktycznie, suknia z pięknej francuskiej koronki, plecy do pupy, długi rękaw, pawi tren... tak jak chciałam..nie leżała co prawda aż tak pięknie, ale była na mnie za duża, co przy takim fasonie ma ogromne znaczenie.
I tak zakończył się piątek. Musiałam przez noc wybrać któraś z tych 4 sukni. Każda z nich była zupełnie inna... Najbardziej skłaniałam się ku czwartej, ale każda czymś kusiła, do żadnej nie byłam przekonana w 100%. W sobotę miałam jeszcze raz je przymierzyć i podjąć decyzję. Miałam też w planie rano podjechać do Violi Piekut przymierzyć jedną sukienkę. Ale jakoś nie byłam przekonana, bo suknia hmm... droga.. no i bałam się, że sobie mętlik niepotrzebny zrobię. Koleżanka jako fanka Piekut

mnie zaciągnęła. Pojechałam, przymierzyłam i wreszcie poczułam to czego tak bardzo pragnęłam... że to ta jedyna! że nie chcę mierzyć żadnej innej!!!
Tym sposobem moją suknią marzeń została Marsel by Viola Piekut

W kroju jest podobna do tych izraelskich i do tej z Atelier Laurelle. Od tej z Atelier różni się krojem trenu. W sukni piekut moze jest on mniej "izraelski" ale układa się dużo ładniej. Marsel ma też mniejsze wcięcie na plecach, ale w mojej będzie trochę pogłębione. No i nie wiem, co z przodem z jednej strony dekolt podoba mi się taki jak jest w Marsel , a z drugiej strony podobał mi się dekolt w łódkę w tej sukni Laurelle. Chyba zadzwonię jutro do nich żeby zostawili póki co łódkę, a na przymiarce w kwietniu zdecyduję...
No ale dość pisania, czas pokazać jak wygląda na mnie.. Oczywiście zdjęcie nie oddaje tego jaka jest piękna.

Nie jest też szyta na mnie, więc ma za mały stan (czy jak to się mowi), za duże rekawy, jest za dluga.. no i ja... ten czarny stanik

i taka mało usportowiona coś...

od poniedziałku zabieram się za ćwiczenie z ewką

wreszcie mam motywację
