Witamy!!!!!!!!!!!!Sorki dziewczyny!!!
Ale brawa za wytrwałość i cierpliwość!!
Zmotywowałyście mnie do pisania

Tylko teraz muszę się skupić i pomyśleć....

gdzie jest początek tego mojego urwania głowy

A może na początekk o weekendzie. To najprzyjemniejsza część opowieści

Pojechaliśmy w piątek dosyć późno do Koszalina, zajechaliśmy jeszcze o drodze na Struga do sklepu z meblami,gdzie wypatrzyliśmy wyrko do Miłka pokoiku i już mieliśmy je brać.... gdy okazało się,że promocji już nie ma na nie ...

i nie kupiliśmy.
Po drodze musieliśmy stanąc na chwilkę,bo Miłek już musiał się powietrzyć i pobiegać na parkingu (nie miał spaceru w pt i w aucie kazali mu siedzieć - dramat!!)
No i tym sposobem zajechaliśmy do Koszalina około 20 (dodam,iż MIłek o tej porze dawno już smacznie chrapie) i odwieźliśmy teściów,zajechaliśmy do ojej mamy (ale ona balowała akurat) i MIłek oczywiście nie wiem,jakim cudem-wytrzymał tę podróż i nie zasnął w aucie i trafił do babci klatki i jak weszliśmy do domu,to jej szukał po całym mieszkaniu

. No i szybkie mycie,butla i spanie.
A ponieważ turystyczne wyrko rozkładamy ostatnio w sypialni mojej mamy-toteż MIłęk miał rano niespodziankę!! - babcia obok niego na łóżku spała!!!
A my mieliśmy trochę spokojnego poranka.

Niestety image nie działa,więc nie będzie teraz fotek

A miałam wenę twórczą

Jak się popodnosiliśmy,zjedliśmy śniadanko,to ja z Arturem skoczyliśmy do miasta,a Miłek wojował z babcią.A potem jak przyjechaliśmy-zapakowaliśmy MIłka i pojechaliśmy do Kołobrzegu.
Było wspaniale,pogoda super, obiadek mniamuśny

, potem spacerki,zdjęcia,szalenstwa Miłkowe i przede wszystkim wspaniały wspólny nasz czas we troje (któego wiecznie nam brakuje).
Wieczorem jak MIłek usnął poszliśmy z mężem i naszą świadkową na poszukiwanie baletów

Ponieważ ja byłam na lekach jeszcze to zadecydowałam,że lecimy autem.No i dobrze.Poszwendaliśmy się,pogadaliśmy,pośmialiśmy się i na koniec zlądowaliśmy w meksykańskiej w Koszalinie na naszym ulubionym żarełku

No a rano czułam się,jakbym wypiła morze piwska

Ale to chyba przez papierosy wszystkie!! Masakra-kac po sokach...no cóż-może i istnieje takowy

No i w niedzielę zabawy poranne z babcią,potem pogaduchy,kawka, śniadanko itp itd no i na obiad do teśció i od nich do Szczecina

.
Zajechaliśmy wieczorkiem i od poniedziałku strasznie trudny tydzień.....

W poniedziałek i wtorek pracowałam od rana do 18, bo po pracy miałam szkolenie. Toteż niania z MIłkiem walczyła od -17 (aż Artur wrócił z pracy), a we wtorek od 10.30 do 18 (aż ja wróciłam,bo Artur nie mógł być wcześniej).
Dodam,iż jeszcze od piątku mieszkał u nas kolega (oczekiwał na akademik i go przygarnęliśmy

No,a w środę i z resztą cąły tydzień od poniedziałku - oprócz szkolenia miałam jeszcze do opanowania,skoordynowania pewną "fantastyczną" akcję "Szklanka mleka" u nas w szkole.Masakra-ganiania,myślenia,latania, kombinowania,uzgadniania itp itd.... od poniedziałku aż do piątku
W środę to na tyłku usiedziałam może 30 min za biurkiem

Już nie wspominając o jakichkolwiek zajęciach z dzieciakami.
No i wrcając do szkolenie - to w pon i wtorek była teoria,a potem w czwartek czekała mnie hospitacja i ja obserwowałam zajęcia koleżanek (tak to szkolenie wyglądało - część teoretyczna i praktyczna). Musiałm przyjść do prcy w czwartek wceśniej i prowadziłam potem z koleżankami zajęcia dla naszych dzieciaków (o złości - akurat dla mnie

)
Ponieważ ja bylam główną prowadzącą zajęcia - o mojej pracy mówiono podczas omawiania zajęć.
I tu pochwalę się - zostałam doceniona,pochwalona i same ochy i achy!! Byłąm przeszczęśliwa

że chociaz w tej kwestii humor mi się znacznie poprawił i wynagrodził mi trudy tygodnia.
Ale to nie wszystko

Od środy zostałam sama bez męża do niedzieli, bo musiał jechac do Trójmiasta służbowo,a potem w sobotę jechał do Koszalina na bal absolwentów.No i sama ze wszystkim zostaam i z nianią. A jeszcze do tego pracowałam w sobotę!!!!!

bo odpracowywaliśmy 2.11.
No i coś jeszcze??

Aaaa, tak - do tego jeszcze misiałam ganac i latać za prywatnym dermatologiem dla Mi lka,bo na stópce pojawiła się dziwna wysypka,podrapana potem przez niego i się porobiło małe bagienko tam...No i się zamartiwłam i dotrłam do dermatologa w piatek z Iłkiem.
Okazało się,że to nie grzybica (UFFFF), ale.... podejrzenie jednak Atopowego Zapalenia Skóry. No ale nie róbmy z tego tragedii.Po protu prawidłowa pielęgnacja i już.Kupić kosmetyki musze i maści i kropelki zyrtek już mam.
No i powiedziała,żeby zrobić mu testy z krwi,bo należałoby wykluczyć,bądź potwierdzić jego alergię na coś.... Żeby wiedzieć,czyy to tylko skórna przypadłość te plamki pojawiające się i znikające, czy tez również alergia na coś

No i w sobotę zaczął mi się upragniony weekend o godzinie 14

Całe szczęcie,że udało się mile goo rozpocząć,bo spotkaliśmy się mimo deszczu na sacerku z koleżanką moją i kolegą Miłoszka i potem wieczorem udało się nam w końcu spotkac na małej popijawce z moimi koleżankami - naszymi skwerkowymi mamami. Bo zawsze nie mamy jak pogadać przy tych łobuzach naszych.A wczoraj miałam chatę wolną (mąż na balu, duży synuś-kolega- na weselu) Miłek spał,ich chłopaki też i siedziałyśmy u mnie do 2 chyba.I byśmy siedziały dalej- tak nam się w końcu superowo gadało- bez chłopaków u boku

i tych dużych i małych hehe.
No i dzisiaj mamy niedzielę, słonko świeci i może wybiorę sie na spacerek jakiś z MIłkeim i kolegą jego.
Aha, a a propos niani - w piątek sama zrobiłą mi niespodziankę i - zrobiła mi KOPYTKA!!!!! całą michę!!!!!
Miałam z głowy obiad na weekend.Tylko powiedziała- proszę dla męża zostawić- ja go zapytam w poniedzałek

A w środę jak Artur podjechał do domu się spakować do tej Gdyni - to ona mu pierożki odsmażała,podała potem pozmywała- normalnie złota kobieta!!!!!
ufffff, przebrnęłyści eprzez mój monolog?

Mówiłąm,że mam wenę

Byłyby fotki,ale to już nei moja wina....
Lecę zobaczyć co u Was.
Pozdrawiamy wszystkich cieplutko!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!