Dziś z Natalką na noc został R. a ja siedzę w domu i normalnie mam wyrzuty sumienia że ja siedzę tutaj a Natalka w szpitalu beze mnie...

płakać mi się cały czas chce...

U Natusi niby poprawa jest bo te stare bąble co ich było najwięcej zanikają ale za to pojawiają się nowe... Do tego dłonie stopy ma obrzęknięte i płacze że ją bolą... Stać na nóżkach nie może bo ma bąbelki na piętach... A bidulka mimo bólu woła że chce siusiu czy kupkę na nocnik...
Normalnie w szpitalu się trzymałam ale w domu ciężko mi było wytrzymać dopóki Dominiś nie zasnął...
Pomijając fakt, że w szpitalu nikt nic nie wie, lekarze przychodzą ją oglądać, kiwają głowami i wychodzą nic nam nie mówiąc. W końcu dziś przycisnęliśmy lekarzy no i najprawdopodobniej to od antybiotyku, który brała - ponoć Augumentin lubi bardzo uczulać, do tego mogło nałożyć się to że w sobotę byliśmy na ogródku i antybiotyk plus trawa, jakieś pyłki no i tak organizm mógł zareagować.
Do tego najgorsze jest między 2 a 4 dobą - to działają leki więc wszystkie wykwity mogą się pojawiać a potem już powinno być coraz lepiej.
Natalka dostaje 2x dziennie steryd cortyzol albo jakoś tak i raz dziennie jakieś kropelki do picia.
Dzisiaj trochę te lęki do lekarzy jej minęły, choć jest nadal bojąca się... Bidulka moja, aż serce się ściska jak tak pomyślę jak ona się boi i jak cierpi...
Za wszystkie życzenia zdrówka dziękujemy, bardzo się przydadzą.
Anulka jesteśmy na Arkońskiej a posiedzimy napewno jeszcze trochę... Mam nadzieję, że to będzie max tydzień, ale nigdy nie wiadomo...
Kasia wychodzi na to, że cyckowanie zaraz się skończy. W szpitalu nie ma jak ściągać bo zresztą taka jest opieka nad Natalką że ja nie mam nawet czasu iść siku a co dopiero siedzieć z laktatorem... R. przywoził rano i pod wieczór małego aby wyciągnął z cycków co się da aby mnie nie bolały a teraz już mnie nawet nie bolą ale coś tam leci. Tyle że Dominisiowi już się nie chce zbytnio ciągnąć cycka... No trudno... Głowe wystarczająco zaprząta mi Natalka abym miała jeszcze martwić sie o karmienie. Najważniejsze że Dominiś chce butle a on ma być najedzony.
Mysia nie, niczym takim się nie bawiła, no chyba że w przedszkolu ale rozmawiałam z panią i nikt inny nie ma żadnej wysypki.