Przed porodem miałam wątpliwą przyjemność leżeć tydzień czasu na patologii ciąży w Zdrojach. Pobyt tam wspominam dobrze tylko dzięki dziewczynom, z którymi byłam w pokoju, dobrałyśmy się super i w zasadzie przez cały tydzień dobrze się bawiłam, a przygnębiający nastrój panujący na patologii na szczęście nas ominął. Jeżeli chodzi natomiast o lekarzy i położne, to generalnie dowiedzieć się czegoś od nich to był cud. Wszyscy zdaje się uczestniczyli w konkursie "Kto powie jak najmniej". Nie wiem co to miało na celu, na zadaane pytania odpowiadano półsłówkami, jakby sprawiało to wszystkim wielką trudność i problem. Raz, leżąc podłączona pod ktg, zapytałam się położnej co oznaczają dziwne pikania, które ta maszyna wydawała (nie mówię o biciu serduszka), odpowiedź padła: "nie wiem". Mój mąż siedzący obok tylko prychnął śmiechem i spytał, jak, pracując od lat na jakiejś maszynie można nie wiedzieć co oznaczają wydawane przez nią dźwięki. Został za ten komentarz zgromiony wzrokiem. Wiele do życzenia pozostawiało również wyżywienie. Było niezjadliwe i w mikroskopijnych porcjach. Nie było mowy o jakimkolwiek owocu, bądź chociażby surówce do obiadu. Zawsze mi się wydawało, że ciężarne, a już przede wszystkim ciężarne z zagrożoną ciążą, powinny odżywiać się dobrze, dostarczając organizmowi niezbędnych witamin. Opierając się tylko na wikcie szpitalnym było to niemożliwe. Gdyby nie dowożone jedzonko przez rodzinę możnaby tam paść z głodu.
Natomiast moje wspomnienia odnośnie lekarzy i położnych z porodówki są zupełnie inne. Miałam bardzo ciężki poród, trwał 13 godzin, córcia żle była ułożona, nie celowała w kanał rodny i ostateczne wypychano mi ją z brzucha. Przez cały ten czas czułam wielkie wsparcie ze strony położnych, były na każde zawołanie, ciągle sympatyczne i uśmiechnięte. A miałam okazję "przerobić" dwie zmiany położnych. Również lekarze byli bardzo pomocni, w finałowym momencie skakało wokół mnie trzech lekarzy i cztery lub pięć położnych (już dokładnie nie pamiętam).
Również opieka na noworodkach była bardzo fachowa, położne również były bardzo pomocne. W środku nocy, gdy Mała nie chciała ssać piersi, przez godzinę, bez najmniejszego problemu, pomagała mi jedna z położnych nakłonić Małą do jedzenia. Bardzo mi wtedy pomogła, a po paru godzinach, sama z siebie przyszła dowiedzieć się jak przebiegały kolejne karmienia i czy już wszystko w porządku.
Bardzo chwalę sobie również pomoc pani Doradcy Laktacyjnego.
Co jeszcze mogłabym napisać.
Polecam salę rodzinną. Udało nam się z mężem spędzić w niej pobyt w szpitalu, co dla mnie było bardzo ważne, bo już od samego początku mąż mógł być zaangażowany w opiekę nam Małą przez 24 godziny, co wiadomo, że byłoby niemożliwe gdybym leżała na zwykłej sali. Zresztą byłam tak wymęczona po porodzie, że sama nie miałam siły dojść nawet do toalety i jego pomoc w najmniejszych czynnościach była wtedy nieodzowna.
Generalnie bardzo polecam szpital w Zdrojach. Na porodowce i noworodkach nie spotkała mnie żadna nieprzyjemność. Mogłam liczyć na fachową pomoc, udzielaną z uściechem i życzliwością.