jako ze się ogarnęłam juz nieco...

moje wspomnienia z porodu zamieszczam

zatem w Policach byliśmy o 8.30, jak mi polecono, ale byla kolejka i dziewczyna przede mną wyszla z pokoju pielęgniarek do męża z info, że bedzie miala druga cc, co mnie zmartwilo, bo pomyslalam, że ja bede pewnie dziesiąta...a już pić mi się okrutnie chcialo.....
po 9 zostalam przyjęta i na oddział... tam wypelnianie ankiet, jakiejś papierologii....i nagle przychodzi lekarz i patrzy na moje dokumenty i mowi: O, ta pani ma już wyniki świeże (robilam kilka dni wczesniej), więc będzie pierwsza. I wszystko migiem nastąpilo - usg, ktg, waciana koszulka i na salę operacyjną. Jestem bardzo zadowolona z opieki, przez cale cc położna trzymala mnie za rękę i dodawala otuchy, coś tam mowila; operator mowi do mnie: Jakie pani ma wielkie oczy, pani się stresuje? a ja: oczywiście, on: ja bardziej , ja: eee? anestezjolog: ja najbardziej, ja: eee? operator: przecież andrzejki były, anestezjolog: ja jeszcze nie wiem co się dzieje wlasciwie ja: ooooo
ogolnie zatem wesolo

niestety wiedzialam co robię, probując uniknąć cc... fatalnie znioslam znieczulenie i 3 razy podczas cc zwracalam, czy raczej mialam taki odruch, bo zwracać nie mialam czym...u mnie tak zawsze przy znieczuleniu

zatem dostawalam kolejne porcej lekow, ciśnienie spadalo...a ja wpatrywalam sie w lampę na gorze, gdzie widzialam jak mnie kroją....
i nagle...taka mała owłosiona czarna główka ... aaaa!!! jak u małpki!!! i jeszcze napieranie na moj brzuch żeby maleństwo wyszlo

a potem nagły przeraźliwy krzyk/jazgot/ryk/pisk ... dopiero mi oczy z orbit wyszly

a położna: zdrowe płucka ma dziewczyna

jeszcze taką oślizgłą pępowiną ze mna połączoną dali mi do pocalowania i przytulenia, choć...jakoś średnio mialam na to chęć, szczerze mowiąc...i ten zapach dziwny...jakby szczeniaczka

jakos tak uwierzyć w to wszystko nie moglam... a potem ją umyli, otulili czymś i mi przynieśli na piersi polozyć...i to wrzeszczące zawiniątko dziwnie pachnące, po polozeniu na mojej piersi automatycznie plakać przestało... i juz było po mnie... i łzy mi płyną teraz, kiedy to sobie przypominam...
potem zabrali ja pokazać tacie, a mnie szyli i na salę pooperacyjną, gdzie po 15 min. przynieśli moją coreczkę, co bym ją nakarmila...i tak juz zostala ze mną przy cycku, wtulona

opieka naprawdę super, leżalam w sali 2-os, co chwilę przychodzila pielęgniarka zapytać czy czegos nie potrzebujemy, pampersow czy podkladow czy czegokolwiek; lekarze też super, niektorzy szorstcy w obejsciu ale konkretni i rzeczowi i cierpliwie odpowiadali na moich milion pytań.
Gdybym jeszcze raz miala rodzic, też wybralabym Police. Poszlo szybko - 11.01urodzila się Klarka i sprawnie

Jeżeli dane mi będzie to szczęście znowu zajść w ciążę, będę robila wszystko by cc odbylo się jak najpoźniej, kiedy już będzie choć minimalne rozwarcie, bo uważam, że dla dziecka lepiej że sie rodzi, kiedy jest gotowe, a nie kiedy lekarz decyduje...ale to takie moje wnioski
