Nic sie nie dzieje, zapis skurczy na ktg płaski. Ostatni płaski zapis miałam w 37 tygodniu, a potem za kazdym razem cos pokazywalo. A tu mnie tak zdenerwowali, ze sie zatrzymało. I mimo prośby mojego lekarza, zeby podac mi jutro oxy, Pan ordynator zdecydował inaczej. Jutro, znaczy już dziś, znów nic nie zrobią. Do godziny 8, robia badania, ktg, usg i cały dzien czekają az sie samo zacznie. Może się modla w dyżurce, zeby porody sie sane zaczęły, pojęcia nie mam. Tylko tętno sprawdzają, co dwie godziny. Siostra meza ma detektor, sama sobie we wlasnym domu, we wlasnym łóżku mogę sprawdzać. Bo wczoraj w nocy to chociaż pielęgniarka sprawdzała, dzisiaj nikogo nie było od 20. Chcę się wypisać.
Prosiłam też wczoraj, zeby mi powiedzieli, gdzie jest mój lekarz, to powiedzieli, ze nie udzielają informacji. Dobrze, ze mężowi udalo sie dodzwonić, bo do tej pory bym nie wiedziała co jest. Widać, jak oni sie tu szanują, jeden ma.gdzieś o co prosi drugi. Przez pol roku chodzilam, do tego lekarza, zaufalam, a teraz zostałam sama...
Znowu mialam atak paniki, co lekarz skwitowal "proszę sie uspokoić, bo zaszkodzi Pani dziecku". No ja pier****, bo jestem głupia i nie douczona i nie wiem tego. Zaszkodza to oni powaznie dla nnie i dla dziecka. Może nie mam problemu z nogami, oczami czy kręgosłupem, ale moja choroba jest równie poważna. A oni jej poważnie nie traktują. Myślą, ze histeryczka przyszła. Przestaje panować nad tym co robię. Pogłębiają tylko mój problem. Dwa lata terapii właśnie idzie w piz**. Będę zaczynać od nowa. Poprosiłam wczoraj o coś na uspokojenie, to lekarz dyżurny, powiedzial, ze on nie decyduje o takich rzeczach, a w ogole oni tu takich rzeczy nie maja. No jak mi ciśnienie z nerwów skoczy do 200, albo postanowie wyjść oknem, to może coś zrobią.
Dziś chce stąd wyjść. Skoro wszystko jest w porzadku, a oni nie chcą wywoływać, to siedzieć mogę w domu.