No to walnę Wam opowieść w stylu Trudne sprawy

Wkładkę założyłam w lutym, po miesiącu kontrola położenia na USG - wszystko OK. To moja druga wkładka, więc wiedziałam, że sprawdza się obecność nitek po każdym okresie, tak też robiłam. W marcu pisałam Wam, że muszę zrezygnować z karmienia piersią Agaty ze względu na konieczność leczenia mojego AZS. Niestety nic nie przynosiło trwałego efektu, więc w maju dostałam sterydy do łykania, potem w zastrzykach, a do tego maści na całe ciało i antybiotyk - na wypadek zakażenia tych moich ran. Nawet nie wiecie jaką ulgę poczułam, kiedy skóra przestała swędzieć, boleć, parzyć i mogłam przespać całą noc. Przestałam być nerwowa i mogłam spojrzeć w lustro bez łez...
Okres w maju był jakiś dziwny, niby krew, ale wystarczyły wkładki. Spodziewałam się tego po tych sterydach, jednak gdy trzeci tydzień tak plamiłam, to w końcu kupiłam test. Dwie krechy, brak tchu... Niby jak? A wkładka? Nitki są, więc o co q***a chodzi?
Lekarz na pierwszej wizycie kazał się nie nastawiać, bo mogę poronić. Byłam też u innego gina, dowiedziałam się ile kosztuje zabieg. Nie potrafiłam...
Polało się w końcu sporo, skrzepy, dramat, myślałam, że jest po... W szpitalu leżałam tydzień. Próbowano wyciągać wkładkę, choć nitki wciągnęło do środka, ból niemiłosierny...
Ale ciąża utrzymana.
Powoli godzę się z myślą, że będę miała troje dzieci, nawet z tego żartuję, w końcu jak to teraz wszyscy mówią - 500+.
Jesteśmy na etapie wymyślania imion w stylu MacGyver

A z mężem to po porodzie nie będę chyba spała w jednym łóżku

No i która jeszcze miała takie szczęście?
Dlaczego jestem w ciąży pomimo wkładki? Po pierwsze zmieniła swoje położenie, ale nie wiadomo do końca na jakim etapie to nastąpiło, bo mogło też po zaplodnieniu. Po drugie wkładka wywołuje stan zapalny, taki jałowy, a sterydy, którymi się leczyłam dzialają silnie przeciwzapalnie...