Dostalam 2 razy zawiadomienie o uroczystosci zaslubin. W jednym przypadku jakis czas po fakcie (bylo mi troche lyso, bo byla to bliska mi osoba i z pewnoscia postaralabym sie pojechac na msze, ale z czasem bylam w stanie uszanowac fakt, ze chcieli miec kameralna uroczystosc w malym gronie i zwyczajnie sie z nimi cieszyc), w drugim przed. W tym drugim przypadku przyjaciel meza zadzwonil wczesniej dodatkowo nas poinformowac, ze nie planuja wesela ani nawet obiadu, ze chodzi wylacznie o zaslubiny. Uwazam, ze to najelegantsze rozwiazanie, bez jakichkolwiek niedomowien.
Ktos sie pytal "po co" w takim razie wysylac w ogole powiadomienia. Ano wlasnie po to, zeby poinformowac wazne, bliskie osoby o jednym z najwazniejszych w zyciu wydarzen i dac im szanse w tym dniu uczestniczyc. Kto bedzie mogl i chcial, moze sie na tych zaslubinach zjawic i dzielic radosc z nimi.
I mam, niestety, podobne odczucia, jak Elemelka. Poziom dyskusji jest zenujacy, jedziecie po dziewczynie jak po lysej kobyle, tylko dlatego, ze osmielila sie cos sprostowac. Cos, co jej dotyczy i co jest dla niej wazne. Ja tez poczulabym sie dotknieta w jej sytuacji i postarala sie to sprostowac. Skoro jestescie zdania, ze dziewczyny mogly wyjasnic to miedzy soba, to nalezalo konsekwentnie wstrzymac sie od wypisywania waszych racji przynajmniej do czasu, az wypowie sie osoba, do ktorej kierowana byla wypowiedz Basi. Ale zamiast tego wiekszosc przejela role adwokata i musiala wyrazic swoja "najmojsza racje".
Jest mi wstyd, i jest mi przykro, bo choc wypowiedzi Basi okraszone sa emotikonami z usmieszkami, to jestem pewna, ze zabolal ja i wpis Asi i Wasze reakcje. I ze zabolalyby one kazda z Was, gdyby to o Was chodzilo.