doksik - szok. Ludzie to mają problemy. To ja nie miałam tego typu problemów. Ale u nas był cyrk innego rodzaju. Wiedzieliśmy, że poza nami, tak jak u Was, jest jeszcze tylko jedna para. Z jednej strony większe koszty, z drugiej mniej osób do sporu. Ksiądz na samym wstępie stwierdził, że kościół przystraja zakonnica i ona będzie wiedzieć co i jak. Na pytanie o świeczki, przystrojenie ławek, proboszcz skwitował "wszystko jest" dając mi do zrozumienia, że chyba za bardzo się gorączkuję i że mam zapomnieć o jakiekolwiek kwiaciarni

Mieliśmy zgłosić się do zakonnicy w ostatnim tygodniu i ustalić cennik. Wydawało mi się dość późno, ale podobno zakonnica wszystko miała wiedzieć. No to poszłam do zakonnicy w środę przed ślubem (jak się okazało minęłam się z parą z naszego dnia, bo byli u niej godzinę wcześniej - czyli oni też zostali poinformowani, że nie mają się spieszyć). I tu zaczęły się problemy. Zakonnica (starsza osoba) stwierdziła, że nic nie wiedziała o naszym ślubie, że jest czas urlopów, że jest niezmotoryzowana, że nie ma kto jej przywieźć kwiatów i że jak pojedziemy na giełdę i kupimy wszystko to ona ostatecznie zrobi nam dekorację, po czym powiedziała wprost, że najlepiej będzie jak kogoś wynajmiemy (w środę przed ślubem?

) Do tego okazało się, że na stanie jest tylko podstawa dekoracji, czyli jakieś pokrowce na klęczniki i nasze krzesła, że nie ma mowy o świeczkach przy ławkach itp. Załamka. Do tego stwierdziła, że razem za tamtą parą późno przyszliśmy (przypadek? Tak nam kazał ksiądz). Spytałam czy ma numer do pary z naszego dnia, nie miała. Zadzwoniłam na szybko do trzech kwiaciarni w każdej mi powiedzieli, żebym zapomniała, bo za późno, przy czym komentowali, że wcześnie się obudziłam. Nie tłumaczyłam, że to ksiądz z zakonnicą załatwili nam takie atrakcje. Po południu dzwoni do mnie mama, że dziewczyna biorąca ślub tego samego dnia była u mnie w domu, bo ksiądz nie miał numeru do nas i podał jej adres i że zakonnica im powiedziała co nam. Podała mojej mamie swój numer telefonu, żebym zadzwoniła i może coś wymyślimy. Ja już miałam wizję, że od rana stroimy kościół same;) Zadzwoniłam i dowiedziałam się, że zakonnica poleciła jej kwiaciarnię niedaleko kościoła, z którą czasami współpracuje - mi akurat tej istotnej rzeczy zakonnica nie powiedziała. I że była w tej kwiaciarni i kobieta się zgodziła

Ustaliłyśmy, że robimy wszystko w bieli, żeby każdemu pasowało. Z kwiaciarką ustaliłyśmy szczegóły w czwartek. Powiedziała, że będzie mniejszy wybór w kwiatach bo weźmie co w hurtowni zastanie, a tak by wcześniej zamówiła, ale nam było wszystko jedno, cieszyłyśmy się, że ktoś w ogóle chce nam pomóc. Wszystko wyszło 500 zł, czyli po 250 na parę, a efekt był powyżej naszych oczekiwań. Bukiety na wejściu, na ołtarzu, na balaskach, ustrojone nasze krzesła, klęczniki, świeczki i kwiatek co którąś ławkę. Wszystko w bieli. Pięknie. Ja byłam zachwycona, tym bardziej, że kwiaciarka nie miała dużo czasu.
Rada- nie słuchać księdza, tylko robić swoje
