Hej dziewczyny… jestem po całym dniu biegania…
Airbrush dokonany….nie mam plam, nic mnie nie swędzi…jestem brązowiutka…
Samoopalacz stosowany przez kilka dni i solarium nic nie dało…no to zaryzykowałam.
Efekt jest, szeleczki się wyrównały …za chwilę skoczę pod prysznic zmyć to co zmyć się ma i zostanie to co zostać powinno. Wcale toto mocno nie brudzi, co prawda cały dzień latałam w ciemnej luźnej koszulce Misia i bez biustonosza….ale nie mam smug i nic takiego.
Airbrush to taki nieco lepszy samoopalacz. Opalenizna jest wynikiem chemicznej reakcji barwnej pomiędzy składnikami preparatu a aminokwasami w naskórku. Czyli opalenizna nie jest wywołana melaniną tak jak ta posłoneczna.
A schodzi wraz ze złuszczaniem się warstw naskórka…czyli utrzyma się do 7 dni, bo tyle trwa cały cykl odnawiania skóry.
Acha i po zmyciu pierwszej warstwy nie brudzi…nawet po spoceniu…no tak jak samoopalacz. Z resztą, nawet jeśli…przy potraktowaniu pleców pudrem brązującym czy nawet Ziemią Egipską też miałabym ryzyko pobrudzenia kiecy.
Co do syfów….drobne leczą się same…znaczy z moją pomocą.
Dzięki posiadaniu w domu recept zaprzęgłam nieco silniejsze preparaty niż banzacne….jest jakoś….Niestety @ + stres to prawdziwy dopalacz dla gruczołów łojowych. Dlatego moje jeszcze czyste kilka dni temu plecy zaroiły się od nieproszonych gości.
Powiedzmy, że wychodzę na prostą….a co nie zejdzie, to się zatuszuje - moja śwadkowa jest już w pogotowiu i przygotowana na takie wyzwanie.
Suknia już w domciu….Słonik na szczęście, który dostałam od Pań z CMŚ siedzi na oknie i wypatruje dobrej pogody…
Układ walca powtórzony. Świadkowej się podobało…wierzy, że się nie pomylimy…my też w to wierzymy…
Co do bielizny…to bardzo możliwe, że pończoch nie założę…z bokserkami może być trochę nie teges, ale to oblookam na miejscu. Teraz już nie sprawdzę, bo bielizna pojechała już do Maszewa, a przynajmniej jest w drodze.
A ja po kąpieli zabieram się do pracy koncepcyjnej nad niespodzianką na weselicho…