ZARĘCZYNY
30 listopada. Zimno było, ponuro i nieprzyjemnie. W dodatku na uczelni miałam bardzo zły dzień. Humor miałam psi. Mój M nie miał jeszcze samochodu, ale podjechał pod uczelnie samochodem mojego ojca. Kiedy zobaczył moją minę wyskoczył z samochodu z kwiatami. Myślę sobie "dobra, ma jakiś prezent z okazji urodzin" Dostałam buziaka i wsiedliśmy do auta. Jedziemy, ale zamiast do domu skręcamy na drogę w kierunku morza. Nie zdziwiło mnie to, bo w tamtym okresie co tydzień jeździliśmy sobie nad morze. Dojechaliśmy tam na 18:00. Było zimno jak diabli i ciemno. Poszliśmy więc na plaże. Wymyśliliśmy żeby wejść na jedną z tych nadmorskich zjeżdżalni, jakoś się wdrapałam w moich 12 cm szpilach. Na górze mimo mroku okazało się, że jest piękny widok.
Poczułam, że mój M. jest jakiś nieswój. Odwracam się do niego a on stoi z pudełeczkiem. Myśle sobie "Jeezu on mi się chce oświadczyć?!" Otwieram pudełko a tam....... STOPERY DO USZU.
Dobrze, że było ciemno bo się w tamtym momencie rozczarowałam. Wcześniej mówiłam mu, żeby na urodziny kupił mi właśnie stopery, bo nie mogę czasami wytrzymać jak chrapie

. Wiec mimo to się ucieszyłam. W tym momencie M uklęknął, wyjął prawdziwy pierścionek z brylantem którego miał w kieszeni i zapytał się mnie pięknie, czy zostanę jego żoną. Oczywiście się zgodziłam. Wyjął też mini szampana, którego wypiliśmy po łyku i wrzuciliśmy do morza na znak naszej miłości

Później poszliśmy na kolację do restauracji, wróciliśmy do domu. Wtedy mieszkaliśmy jeszcze z moimi rodzicielami

Pochwaliłam się mojej mamie, ona się popłakała, mimo że wiedziała o tym już wcześniej, bo mój M się jej pierwszej pochwalił. M poszedł spać, bo na rano do pracy, a ja się upiłam już tym większym szampanem z radości i wydzwaniałam po koleżankach i kolegach z miłą wiadomością

A nalewałam sobie szampana do trzech kieliszków, żeby było mi raźniej

KONIEC (A MOŻE POCZĄTEK?)