No niestety.
Pan Bóg jak stwarzał człowieka to najwyraźniej nie przewidział, tego, że średnica igieł do pobierania krwi będzie większa niż średnica żyłek małego dziecka.
Niestety nie da pobrać igłą o mniejszej średnicy, bo krwinki przeciskając się przez wąskie światło po prostu rozpadną się.
A ze shemolizowanej próbki nic się nie oznaczy, ani morfologii ani badań biochemicznych.
A skoro atakuje się żyłę igłą o średnicy większej niż ona sama to nic dziwnego, że żyła pęka. Nic dziwnego, że personel próbuje przytrzymać dzieciaka - nie da się wkłuć w coś tak bardzo małego kiedy toto małe się rusza.
Ja głosuję za głową...problem jak są na niej bujne włosy.
Jeszcze jedno. Macie prawo nie zgodzić się na badanie, jeśli jest to dla Was aż tak traumatycznym przeżyciem (małe dziecko niewiele z tego zapamięta - niemowlę nic). Możecie popertraktować z lekarzem, czy na pewno nie można się bez badania objeść. Fakt, że wówczas jest to na Waszą odpowiedzialność, no ale czasem trzeba ją przejąć.
Ja odmówiłam wykonania Ewie morfologii w 6 tygodniu życia. Widziałam, że jest blada. Nie chciałam widzieć jak będą jej się wkłuwać w żyły. Po prostu powiedziałam, że jeśli za miesiąc nadal będzie tak blada, to wówczas zgodzę się na badanie. A że w sztucznym mleku, którym była dokarmiana jest żelazo, więc dajmy się wykazać jej szpikowi.
Byłam gotowa to doktorowi podpisać.
Za kilka tygodni po bladych śluzówkach nie było śladu.
Z tym, że ja miałam wewnętrzne przekonanie, że Ewie nic nie jest...i tyle...