Oj
Olucha, nieco mnie przestraszyłaś... Ale mam nadzieję, że u nas obędzie się bez takich przygód...
A jak doszło do załatwienia?? w prosty sposób - znalazłam się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze

mianowicie wracałam sobie z aerobiku. jak już dojeżdżałam pod dom, zobaczyłam przejeżdżającą bryczkę z numerem telefonu z tyłu. Od razu zadzwoniłam i porozmawiałam sobie z panem woźnicą. Ten pan jest z Siadła Dolnego czy górnego (już nie pamiętam) i przyjechał na stadninę na moje osiedle bo jakieś tam zawody były. W związku z tym, że spory kawałek musi przejechać, żeby tu dotrzeć, to za przyjemność przejechania bryczką spod domu do kościoła zapłacę 400 zl (a nie 1000 jak to w jakiejś tam firmie wołali). Brycza jest bardzo ładna ma zdejmowany dach więc w zależności od pogody (a mam nadzieję, że będzie piękne słoneczko) będzie z dachem lub bez. Prowadzą ją 2 śliczne koniki. W środę jadę do tego pana podpisać umowę i wpłacić zaliczkę i jak mi się uda zrobię jakieś fotki. W tej euforii wczoraj nawet nie pomyślałam, żeby telefonem zrobić...
Mama popukała mi się w głowę, że tyle kasy za coś takiego, ale ja powiedziałam, że takie jest moje marzenie i sobie sama za jego spełnienie zapłacę. W końcu ślub (z założenia) bierze się raz w życiu

A dzisiaj mija rok od kiedy poznałam mojego T.
