No właśnie, obrączki...








kilka dni temu specjalnie zadzwonilam do pana M., zeby upewnic sie, ze beda. I pan stwierdzil, ze skoro maja byc to beda i mam przyjechac miedzy 12 a 15. No wiec pojechalam, po zajeciach po 13. A pan mi mowi, ze sa u grawera. Ja pytam u jakiego grawera skoro nie maja byc grawerowane. On, ze te zlobienia tam sa. Kolejne pytanie pana: "czy one musza byc na dzisiaj?" na co ja "MUSZA". "to ja do pani za pol godziny zadzwonie". No i zadzwonil. Obraczki beda na poniedzialek. Ja mu na to, ze ja nie mam czasu jezdzic w poniedzialek i przez caly tydzin mam tak, ze ni moge do niego przyjechac i specjalnie dzwonilam kilka dni wczesniej, zeby byly na
dzisiaj bo TYLKO DZISIAJ mam czas. No to on pyta gdzie mieszkam, to on mi przywiezie do domu. Wiec ja pytam, ze jaka mampewnosc, ze faktycznie mi przywiezie. NA co on: "Przeciez mowie, ze przywioze". Ja: "we wtorek pan mowil, ze dzisiaj beda!". Skonczylo sie na tym ,ze w poniedzialek ma zadzwonic miedzy 12 a 13, zeby powiedziec, o ktorej dostarczy te obraczki. Po cichu mialam nadzieje, ze my jednak bedziemy w tej grupie szczeslwcow, ktorzy nie beda mieli z nim zadnych problemow. Ale niestety... Teraz troche zaluje, ze po tym telefonie nie poszlam tam do niego ochrzanic go, zbesztac, wygarnac i zagrozic sadem...
Cisnienie mi gościu podniósł na maxa...
Ciekawe co wymysli w poniedzialek...