nie będę wszystkiego opisywac, bo aż mną telepie, ale byliśmy wczoraj zostawic zapowiedzi w naszych parafiach (ślub mamy w innej) i to co ci księża wyprawiają... myślałam ze jednego tam rozniose, jak chcieliśmy dac 50 zł a on powiedział, że u niego to kosztuje 70 zł...
zapytał uprzejmie czy te 50 zł to nasze ostatnie pieniądze, a jak odpowiedzieliśmy ze tak, (już myślałam że przyjmie, albo w ogóle odpuści) a on że zapłacimy przy odbiorze.
ale to nic...
u mnie w parafii zażyczył sobie 150 zł i taki wywiad zrobił, że szkoda gadać, a jak mu dałam stówę to wyciągnął kartotekę i taką mowę pierdyknął na temat mojego katolicyzmu i wiary, że nie wiedziałam już jak się powstrzymywać, żeby mu nie przyj....., bo nie przyjmowaliśmy księdza po kolędzie w ostatnich latach. ów uprzejmy ksiądz nadmienił jeszcze że nie wystawi mi karteczki na chrzestną...
nie chciałam już mu mówić, jaka sytuacja nas spotkała z ich strony jak zmarł mój tata, jak nie chcieli przyjechać na ostatnie namaszczenie a potem wołali 1500 zł za pogrzeb... a my prosiliśmy o możliwość zapłaty po otrzymaniu zasiłku pogrzebowego, to się księżulek na nas wypiął... od tamtej pory nie byłam w tym kościele ani razu
ale ja przyjmę go teraz po kolędzie... na pewno zapamięta tą wizytę

no i się rozpisałam , ale jak sobie to przypomnę to mną trzęsie normalnie