Daruda,
Karolla77 witam i zapraszam częściej
Daruda - w Irlandii mieszkamy w miejscowości Blessington, a ja pracuję właśnie na nocki

p.s. Ja też uważam, że pasujemy do siebie z moim M.
Oczywiście wszystkie pozostałe forumki także witam bardzo serdecznie

Ponieważ juz tu jestem i mam dłuższą chwilke, to troszkę Wam tu popiszę

Hmm, tylko od czego tu zacząć

Może od tego, że od samego początku nasz związek traktowałam bardzo poważnie. Szybko zakochałam się w M. - może dlatego, że był to (jest

) mój pierwszy chłopak, a może dlatego, że już wtedy czułam, ze to ten
jedyny. Nie wiem, czy pamiętacie z początku opowieści, ale kiedy poznałam M., byłam na 3 roku studiów. Pewnie sobie teraz myslicie, że strasznie późno miałam tego pierwszego chłopaka i jakaś cofnięta jestem.
Ale tak widocznie musiało być, że tyle lat musiałam czekać na moją miłość

Każdy wcześniejszy chłopak, z którym się umawiałam, po pierwszej randce odpychał mnie od siebie i już nie miałam ochoty na więcej spotkań.
Z M. było zupełnie inaczej, no ale to juz wiecie

Chciałabym jeszcze dodać, że z perspektywy czasu wiem, że pojawilismy się w swoim życiu w jak nabardziej odpowiednim momencie

Wcześniej M. był w 2,5 letnim związku z dziewczyną, która go bardzo skrzywdziła. Kiedy sie poznaliśmy, minąl już rok od ich rozstania. I to nie ja byłam pierwszą pocieszycielką po tamtej... Myślę, że taką osoba była właśnie ta koleżanka, z którą M. przyjechał na Sylwestra w góry.
M. twierdzi, że nie chciał wtedy stałego związku, ale pojawiła się taka malutka Agatka z dużymi oczkami i wyszło, jak wyszło

Jeśli chodzi o mnie, to już pisałam wcześniej jak trudny i dołujący był ten czas dla mnie... Nie pisałam jednak, że byłam wtedy zadurzona w pewnym chłopaku, który był zajety i nie dla mnie. Dopiero M. "wyleczył" mnie z myśli o tamtym.
Teraz nie żałuję, że wcześniej nikogo nie miałam, wiem że Miłosz i ja jesteśmy stworzeni dla siebie

Wiem, miało byc o zaręczynach, ale jakos tak nie umiem bez żadnego wstępu

Tak, jak już wspomniałam, od samego początku czułam, że to ten jedyny, ten, z którym chcę mieszkać, dzielić łożko i mieć dzieci

Z upływem czasu coraz bardziej utwierdzałam sie w tym przekonaniu. Często z M. rozmawialiśmy o tym, ze kiedyś będziemy mężem i żoną. Wielokrotnie wyznawalisy sobie miłość do końca życia

Po półtora roku bycia razem (tak na przełomie lata/jesieni 2007) zaczęlismy rozmawiać o ślubie. Wymyśliliśmy ( tzn. bardziej ja wymysliłam

) rok
2009.
Jesienią zwiedzilismy wszystkie jubilery u mnie i u PM-a w mieście. W każdym jednym zwracałam uwagę na pierścionki jednego typu - z żółtego złota i z wieloma oczkami

A potem temat ślubu przycichł (choć może nie tak do końca - bo ja czasem go poruszłam

)
Potem była "Gwiazdka", potem
28 grudnia (2 latka naszej znajomości), a potem przyszedł nowy, 2008 rok!
Przyznam, że oczekiwałam oświadczyn
Ale minęły Walentynki,
1 marca (2 rocznica) i nic!
