I ja się cieszę, że to zrobiłam. Pomimo różnych wątpliwości itp....
Nawet zbytnio nie odczułam w budżecie...dostałam kaskę za dodatkową robotę, kótrą dziergałam w czasie ciąży i nie musiałam zaglądać na konto męża ani naruszać moich żelaznych zapasów finansowych.
A Ewcia pulę komórek zgromadziła przepiękną.
Może się to kiedyś przyda...może nie...
W końcu medycyna regeneracyjna to przyszłość...Może kiedyś 50-cio letnia Ewa będzie potrzebowała tych zasobów do odbudowania komórek mięśnia sercowego albo trzustki...a roczny koszt przechowywania to już naprawdę pikuś.
Widzę światełko w tunelu w kwesti wyjazdu na weselicho pod koniec sierpnia.
Dziadek Ewy dzisiaj śpiewająco zmieniał pieluchy, karmił i przewijał....
Za pierwszym razem, jedynie po słownym instruktażu (no widział wcześniej oczywiscie jak my to robimy)...nawet z kupą sobie poradził.
Jestem z ojca dumna...
Od koleżanek w pacy dostał niedawno kubeczek Super Dziadka...w pełni na niego zasłużył...