Artykuły powiązane

Relacja i wrażenia z podróży poślubnej do Maroka.
 Ze snu wyrwało mnie delikatne szarpnięcie. Koła samolotu osiadły na płycie lotniska. Zaspanymi oczyma ujrzałam zarysy liści palmowych zaglądających przez małe okno kabiny samolotu

 "Lotnisko pod palmami???" - przez moją głowę przemknęła szybka niczym pobudka myśl. Gdy schodziłam na płytę w twarz uderzyło mnie ciepłe i ciężkie od korzennego zapachu powietrze. Musiała minąć chwila zanim się przyzwyczaiłam.

 "Maroko …moje wymarzone Maroko" - pomyślałam próbując odetchnąć pełną piersią. W drodze do oddalonego o 20 km od lotniska kurortu Agadir, z rozpłaszczonym na szybie nosem, chciwym wzrokiem, niczym agent wywiadu, notowałam każdy szczegół: jasne płyty chodnikowe, czerwoną suchą ziemię, dwupiętrowe kwadratowe domy mieszkalne z tarasami na dachach i nielicznych o tej porze na ulicy ludzi.

 Nad panoramą nowoczesnego turystycznego miasta górowały ustanowione na wzgórzu ruiny starej kazby.

 Podświetlony na zboczu góry napis w języku arabskim przypominał Marokańczykom kanon uczciwego obywatela: Allach, Ojczyzna, Król.

 Z niezwykłą sprawnością jak na arabskie warunki, gdzie powiedzenie, "jeśli Allach pozwoli" dyktuje szybkość załatwiania formalności meldunkowych, dotarliśmy do hotelowych pokoi. Po chwili zasypialiśmy już w wygodnych, szerokich łóżkach.

 Nad naszymi głowami swój dywan gwiazd rozpostarła pierwsza afrykańska noc. Ciche preludium przed pasjonującą wędrówką przez kraj kontrastów, kraj głęboko osadzony w muzułmańskiej mentalności, a jednocześnie mający silne powiązania z europejską, konsumpcyjną kulturą. Kraj, gdzie za sprawą postępowych rządów obecnego króla opadły zasłony z kobiecych twarzy. Kraj, gdzie możliwe jest pokojowe współistnienie tradycjonalistów i zwolenników współczesności.

Casablanca

 Wjeżdżając do Casy, jak ją zwą miejscowi, nie rozczarowałam się. Spodziewałam się ujrzeć piękne, nowoczesne miasto, z ulicami zapełnionymi przez najnowsze marki samochodów, z wysokościowcami rzucającymi cień na medynę, z ekskluzywnymi sklepami i ogromnymi billboardami. Ot po prostu stolica gospodarcza kraju.

 Przechadzając się wokół Placu Mohammeda V podziwiałam budowle w stylach art deco i neomauretańskim, ale dech w piersiach zaparła mi architektoniczna perła miasta - meczet Hassana II. Wzniesiony na skrawku lądu, z trzech stron otoczony oceanem, współgrający z zaczerpniętą z Koranu maksymą "Allach ma swój tron na wodzie."

 Wznosząc tę monumentalną budowlę wykorzystano skarby marokańskiej ziemi: drewno cedrowe z Atlasu Średniego i marmur z okolic Agadiru i Tafraoute.

 Wejście do środka świątyni to nie lada gratka dla niewiernego, dla którego progi innych meczetów są szczelnie zawarte. Kolorowa lśniąca posadzka, dostojne kolumny, sufity zdobione misternie rzeźbionymi stiukami, mozaiki z abstrakcyjnymi motywami, jedynymi, na jakie pozwala Islam - niebywała uczta dla oczu. Fez

 Najlepiej zachowane muzułmańskie miasto. Miasto chowające wiele tajemnic, które koniecznie chcieliśmy odkryć. Nie miałam złudzeń, gdyby nie obecność przewodnika już na samym początku zgubilibyśmy się w plątaninie uliczek mrocznej, ale urokliwej mediny.

 Spacerując po nieznanych zaułkach znaleźliśmy się w samym środku kulturowego kogla-mogla: berberyjsko-arabsko-żydowsko-chrześcijańskiego. Mijaliśmy: piekarnie, tkalnie, stolarnie, garbarnie, farbiarnie - rzemieślnicze manufaktury, jakże charakterystyczne dla tego miasta. Migały nam przed oczami: kolorowe kramy; piramidy usypane z egzotycznych przypraw, muły z ogromnymi tobołami; piękne mozaiki o wymyślnych wzorach; śniade, rozkrzyczane dzieci; stare, drewniane, ornamentowane drzwi; grube, odrapane mury i gwarny, barwny tłum kłębiący się we wszystkich kierunkach.

 Do naszych uszu dobiegały, co rusz, donośne nawoływania na modlitwę przerywane krótkimi i skrzekliwymi okrzykami poganiaczy mułów "belek, belek". Przypadaliśmy wówczas do ścian, udzielając pierwszeństwa objuczonym zwierzętom, a one ze stoickim spokojem szły dalej trącając nas obładowanymi jukami. Co chwilę łapano nas za rękę, na coś naciągano. Wszędzie rozbrzmiewało tylko: "Good price. I’ll give you good price. Believe me. I'll show you everything" z typowym, gardłowym “r".

 Cóż, trzeba było jakoś przetrzymać pierwszy atak. Potem szło już dużo lepiej. Wyszłam stamtąd obładowana w trzy chusty i pled, którego wcale nie zamierzałam kupić, ale za to jakże bogatsza o sztukę targowania...

Marrakesz

 "Perła rzucona na Atlas" - jak mówił o nim poeta... Miasto w kolorze ochry. Posiada niezwykły i specyficzny nastrój, którym można zostać oczarowanym.

 Niczym magnes przyciągnęło nas serce miasta - Dżama El-Fna. Plac najbardziej niezwykły na świecie. To zarazem restauracja i teatr pod gołym niebem. Gdyby nie on Marrakesz byłby takim samym miastem jak wiele innych. Działo się tam tyle, że aż trudno w to wszystko uwierzyć. Dość senna w ciągu dnia arteria wiodąca w kierunku straganów, wraz z zachodem słońca zmieniła się nie do poznania. Plac rozbrzmiał krzykami zaklinaczy węży, akrobatów, pieśniarzy i gawędziarzy.

 Zaczęło się przedstawienie pod gołym niebem, na które przyszły tłumy widzów. Jedni by wysłuchać opowieści gawędziarzy, inni poprosić o wróżbę lub poznać sekret jedynego w swoim rodzaju przepisu na czarodziejską miksturę. Artystów ciasnym kołem otaczał tłum ciekawskich, do którego dołączyliśmy i my. Pośród nas zaczęli przeciskać się "asystenci" żądając zapłaty za pokaz.

 Powoli powietrze zaczęły przesycać aromaty, którym nie sposób był się oprzeć. Widząc jak przechodnie ze smakiem pałaszują świeżo przyrządzone potrawy postanowiliśmy zaryzykować. Uraczono nas szaszłykami, kalmarami, smażonym bakłażanem, surówką z pomidorów, oliwkami i całą gamą sosów. Na świeżo gotowaną żupę ze ślimaków i barani móżdżek nie daliśmy się jednak skusić.

 Maroko opuszczałam nie bez żalu. Stojąc na schodach samolotu wciągałam w płuca afrykańskie powietrze, jakbym chciała nabrać go sobie na zapas. Wystawiając twarz do zimowego, a jakże ciepłego słońca, łapałam jego ostatnie promienie. Już wtedy wiedziałam, że wrócę tu…. Wrócę do tej krainy przepojonej mistycyzmem i cudownością, wypełnionej tajemnymi siłami, mocami i duchami… Wrócę tu, jeśli Allach pozwoli - Inshallah.

Lilianna Osowicz - Korolonek