Urodziłam synka

To taka niezwykle ciepła myśl

Jest mi z nią radośnie, ale i spokojnie. Uśmiecham się, ale nie czuję się rozemocjonowana, podekscytowana, ylko ten ogarniający spokój... miłosny taki
Troszkę szkoda, że relacji nie napisałam zaraz po porodzie, tak na gorąco, ze wszystkimi emocjami, z tą adrenaliną, którą ciągle się czuje...
Obudziłam się rano koło 6.00, z dziwnym niepokojem, z myślą (bardzo nieśmiałą), że to może dzisiaj? Czułam lekką wilgoć, ale czy to wody? Jeśeli tak, to dlaczego tak niewiele? Jejku, czy to już? na pewno? Przecież poznałabym. A ja nie wiem....
Żadnych bóli, żadnych skurczy, nic, tylko niepewność. Powoli wstałam, pospaceroałam po mieszkaniu, obudziłam męża. Cały czas towarzyszyło mi napięcie i - jak mi się wydawało - brak wyraźnych oznak. Pojawiło się za to takie ogromne pragnienie - tak, chcę urodzic dzisiaj!!
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc poszłam pod prysznic. Tam wydawało mi się, że wypadł czop. Po jakiejś chwili byłam już pewna, że sączą się wody. Pojawiły się delikatne, wogóle niebolesne skurcze. Postanowiliśmy pojechać do szpitala.
i tak, 31 lipca, koło 10.00 (na pięć dni przed planowanym terminem) pojawiłam się na porodówce. Byłam bardzo podekscytowana, ale też trochę przestraszona. No i ciekawa tego, co dalej, jak to będzie...
Zdecydowałam się rodzić na Unii, bo mój lekarz prowadzący tam pracuje. W dzień, kiedy jechaliśmy do szpitala miał mieć urlop... Jak ja mile zaskoczona byłam, kiedy zobaczyłam że jednak jest! zdąrzył mnie jeszcze zbadać, dodać otuchy

Rozwarcie było malutkie. Lekarze mówili, że poczekają jeszcze chwilkę i podadzą mi oksytocynę. Jednak obylo się bez!

Koło południa poczułam silne, juz bardzo bolesne skurcze. Dostałam znieczulenie, ale miałam wrażenie, że wogóle nie działa! (tłumaczyli to tym, że szyjka rozwiera się bardzo bardzo szybko!). Starałam się nie myśleć o bólu, tylko o tym, że zaraz zobaczę Tymka! Że przecież właśnie dzieje się o, na co tak długo czekałam! Myślałam o tym, jak bardzo kochanego mam męża, o tym, że jest blisko i mi pomaga, trzyma za rękę, że mówi do mnie, podtrzymuje na piłce... Myśli te pojawiały się jak obrazy, między skórczami, kiedy wydawało mi się, że odpływam, zasypiam. Pewnie przez znieczulenie miałam takie wrażenie snu na jawie. Gdzieś przez mgłę, jakby oczami trzeciej osoby widziałam to, co dzieje się na sali. Co chwilę skurcze przerywały ten sen.
Szczęśliwa byłam, kiedy wreszcie poczułam bóle parte! "jejku, to już, już za chwilkę!" ...i kolejne myśli, że to nie boli

Wszyscy kręcili się koło mnie. Lekarz mocno naciskał brzuch - bo maluszek miał rączkę ułożoną na policzku i trudno mu było się wydostać... Wreszcie jest!!

Poczułam synka na brzuchu. Naszego synka. Jaki on maleńki!! Byłam oszołomiona, szczęśliwa... nie wiem co działo się dalej. To już nie ważne. Byliśmy wreszcie razem. We trójkę!!
