U nas już wszystko ok, więc opiszę Wam teraz moją historię ...

27 grudnia zaplanowaną mieliśmy kolejną wizytę u naszego dr. Z przyczyn osobistych poprosiłam doktora, aby zrobił mi posiew z szyjki macicy. Byłam pewna,że wszystko jest ok więc nawet nie dzwoniłam i nie pytałam o ten wynik...
13 stycznia mieliśmy USG połówkowe i przy okazji poprosiłam o wynik z szyjki... Napisane tam było, że mam bardzo niebezpieczną bakterię

Nogi mi się ugięły... szybki kontakt z doktorem, który na całe nasze szczęście odebrał telefon i szybko kazał nam przyjechac do niego do szpitala do Polic. Po analizie wyniku stwierdził, że raczej mało prawdopodobne abym miała tę akurat bakterię, ale jeśli by tak było byłabym przypadkiem jednym na milion i musiałabym położyc się na 10 dni w szpitalu aby wdrożyc leczenie zastrzykami.
W między czasie kazał zrobic badanie moczu oraz posiew z moczu oraz oczywiście powtórzyliśmy badanie na posiew z szyjki.
Wszystko działo się między poniedziałkiem, a sobotą i było to najgorsze 6 dni jakie pamiętam... Ciągła nerwówka, masakryczny strach o Liwię i niepewnośc o wynik. Cała nasza rodzina to przeżywała, a najbardziej moja siostra ...
Suma summarum w sobotę dodzwoniłam się do labolatorium i Pani powiedziała, że niczego w moim posiewie nie wyhodowano i że wszystko ok

Nie muszę chyba pisac co przezyliśmy i jaką ulgę i szczęście poczuliśmy poznając wynik ...
Teraz na szczęście i odpukac wszystko jest ok i mam nadzieję, że do końca ciąży tak już będzie.