ZaręczynyOd dłuższego czasu planowaliśmy wypad do Paryża. Ja zbierałam informacje o hotelach, byłam nawet zorientowana, jak przebiega trasa metra i na którym przystanku należy wysiąść, żeby szybko dojść do wieży Eiffla. Wiem, kupa żelastwa i nic ciekawego, zwłaszcza jak się ma lęk wysokości, jak ja

. Ale gdzie indziej w Paryżu można się zaręczyć, jak nie na wieży Eiffla. Wkrótce plany się zmieniły. Zarezerwowaliśmy wycieczkę do Grecji. Oczyma wyobraźni widziałam piękną plażę i Radka klęczącego z pierścionkiem. Dobrze wiedział, że nie ma szans mnie zaskoczyć.
Tuż przed wyjazdem pojechaliśmy do Krakowa. Szybki spacer nad Wisłą sprawił, że ogarnęły mnie siódme poty, a apetyt się wzmógł. Aby go zaspokoić, poszliśmy do naszej ulubionej gruzińskiej restauracji.

Po drodze oczywiście zatrzymując się przy kwiaciarkach, Radek poprosił, żebym wybrała sobie jakiś bukiet. Ja nic nie podejrzewając, bo od niego bukiety nie należały do rzadkości, wybrałam śliczną wiązankę z polnych kwiatów. Kiedy znaleźliśmy się już na miejscu, zdecydowałam się na potrawę, której nigdy wcześniej nie jadłam. Po prostu naszła mnie ochota na jakąś nowośc kulinarną i niczego nie świadoma zwyczajnie zamówiłam ciasto makaronowe zapiekane z serem i szpinakiem polane sosem czosnkowym. Wspaniała potrawa na zaręczyny

. Nie był to dobry wybór i to nie dlatego, że nie była smaczna, bo dla zapalonej zwolenniczki czosnkowych kliamtów potrawa wyśmienita, tylko dlatego, że dośc komicznie wyglądało, kiedy odpowiadając "tak" na najważniejsze pytanie klęczącemu przede mną mężczyżnie mego życia, ukazała się między moimi jedynkami zielona trawa. Po prostu szpinak wszedł mi między zęby, a do tego ten romantyczny czosnkowy oddech.
W tym całym euforycznym stanie nawet nie spostrzegliśmy, kiedy klienci restauracji zaczęli bić nam brawo i gratulować.