hehe...miałam wam nie pisać o wczorajszym zachowaniu mojej córki bo pomyślałam, że to moja porażka wychowawcza

a może nie jest tak źle z naszym wychowywaniem i nie da się tego uniknąć
Wczoraj moje dziecko nie chciało wyjść z domu, kładła się na łóżku i chciała bajki oglądać. Jak wyłączyliśmy telewizor, to wołała mnie i chciała żebym jej bajki czytała. Ok, przeczytałam dwie książeczki i poprosiłam, żeby się ubrała bo pójdziemy do kościoła na 11. Absolutnie nie...udawała, że nie słyszy co do niej mówię...w końcu mężowi udało się ją przekonać i wyszliśmy - ale do galerii bo już 11.20 była

A tam jeżdżenie po schodach góra -dół, potem auta, a na koniec wpadła do Deichmana i chciała wszystkie buty przymierzać

pozwoliłam jej jedną parę przymierzyć i chciałam wyjść, a tu niespodzianka dziecko się wyrywa, kładzie na ziemi, podnosi ręce do góry, żebym jej nie mogła podnieść...
Jakoś udało mi się ją z tego sklepu wynieść, poszliśmy przed boczne drzwi galerii i chcieliśmy ją ubrać i ta sama sytuacja...rzucanie się, kładzenie na ziemi, w żaden sposób nie mogliśmy jej kurtki założyć

ludzie się patrzyli, a my czekaliśmy, udało się za jakimś 5 razem

wyszliśmy cali spoceni, mnie to już głowa zaczęła boleć...
Całą drogę do domu (jakieś 15 minut) był ryk, zadzwonił mój dziadek - dałam mu Natalię do telefon a ta ryczy i "dzadzia, dziadzia"- dziadek w 5 minut u nas był

bo przecież dziecku krzywdę robimy
