eh, to dłuższa historia...
moi rodzice są po rozwodzie i nie mają dobrych stosunków...
wszystkie imprezy dotychczasowe musiałam spędzać podwójnie... święta, urodziny... wszystko... nawet na ostatnie moje urodziny 25 chciałam zaprosić wszystkich... właśnie żeby uniknąć takiego zamieszania przed ślubem... może towarzystwo by trochę okrzepło... ale się nie dało... mama się zbulwersowała, to samo jej mąż i moi dziadkowie od strony mamy...
no i ok... znowu było jak oni chcieli pomimo, że to były moje urodziny.... no nic.
to im mówie, że wesel dwóch nie będzie i że muszą się uodpornić.... uśmiechać się i nie robić scen.
powiedzieli, że oczywiście jasne jasne nie ma problemu...
no i wyszedł wczoraj temat błogosławieństwa... wg mamy najlepszą opcją byłyby 3 błogosławieństwa)
że jedno błogosławieństwo u dziadków z mamą i jej mężem (nie wiem po co on tam, jest spoko ale znam go 1,5 roku...)drugie gdziekolwiek z tatą a trzecie u teściów...
no to mówie mamie... że sorry będzie jedno błogosławieństwo... raz, że rodzice (wszyscy) błogosławią i dziadkowie też ok, a dwa, że ja nie będę jezdzila po całym miescie w stresie... i tak mam dużo na głowie, trzeba wszystko dograć... samochód, makijaż, kwiaty, kamerzysta... wszystko... i że najlepiej by było spotkać się u teściów... w pobliżu kościoła, jacek by tam był wcześniej, dopilnował kościół... miałby od razu niespodziankę na mój widok, na czym też mi zależy i ogólnie będzie jedno miejsce zbiórki... i wszystko będzie prostsze i mniej stresujące dla nas...
na to ona mi, że to jest nieszanowanie własnego domu... że jak tak chcemy robić wszystko po swojemu to ona z mężem mogą przyjść tylko do kościoła...
nosz *cenzura*
i tak jest ciągle...
ja rozumiem, że rozwód był z winy ojca... ale ja piernicze... mi też było zajebiście ciężko przez ten cały czas.
i jeden dzień w życiu nie mogą kuźwa się odczepić od tego tematu i poświęcić się... zwłaszcza w takim dniu...
i już nie mam argumentów...

sorki za takie marudzenie... ale tak mi z tym wszystkim ciężko, że już nie wiem co robić.