Dzis mialam fatalny dzien, niby fajna spokojna niedziela ale jakas mimo wszystko dziwna.....
Spacerowalismy z P. i Alexem dzis po boisku, maly wcinal sobie wafelka takiego z loda i przewrocil sie wbijając sobie wafelka w policzko, na szczescie nic sie nie stalo, tylko policzko zadrapane. Tak zawsze pilnuje zeby mlody nie ganial z niczym w buzce, a tym razem szedl i taki zonk.
Przyszlismy do domu, maly byl bardzo spiący, dalam mu kaszke, polozylam do lozka po jedzeniu, zachcialo mu sie "2", zrobil piękne , chwile sie powyglupial, polozylam go, ogolnie po zjedzeniu minela godzina, weszlam do pokoju bo cos cicho bylo, a Alex lezy blady , zakrztuszony wymiocinami ,lezal na plecach , jezu jak to zobaczylam, odrazu go na rece i odwrotnie na kolanach moich polozylam, odkrztusil sie, matko jedyna ze ja wyczulam zeby wtedy tam wejsc, bylo cicho, bylam pewna ze spi, nie wiem co by bylo jak bym tam w odpowiednim momencie nie weszla, on ostatnio strasznie kombinuje i wklada paluszki gleboko w gardelko i przypuszczam ze tak zrobil wlasnie, ale nie mogl sobie poradzic, bo zaczal sie krztusic tym......
Cala jeszcze do tej pory sie telepie, mając przed oczami moje dziecko blade,sine......
Byl spokoj od roku, bo do roku takie akcje u niego byly, noi teraz narobil mi stracha ze dopiero teraz nie dawno go polozylam, a byl juz tak padniety, bo od tamtej pory wzielam go z lozeczka i juz nie usypialam.
Naprawde nikomu nie zycze takich przezyc......