Hej, piszę od mojej mamy.
Ludzie są bezczelni - normalnie poryczałam się dzisiaj na przystanku autobusowym (bo jechałam z Pauliną autobusem).
Autobus miałyśmy o 15.51 (niskopodłogowy), następny niskopodłogowy o 17.11 - tylko takimi staram się jeździć. No i stoimy na przystanku, 15.55 - autobusu nie ma, 15.56 nadal. W końcu przyjechał o 15.57 i co zrobili ludzie - rzucili się do wejścia. A ja z wózkiem nie miałam jak się po pierwsze dopchać do drzwi, a po drugie, jak już się dopchałam, to w autobusie nie było już gdzie stopy wsadzić. Jeden chłopak chciał już ludzi przepychać - no ale nie dali się. Autobus zamknął drzwi i pojechał, a ja jak głupia zostałam na przystanku. Normalnie tak smutno mi się zrobiło, że łza mi poleciała.
Zaraz przyjechał drugi pośpiech - gdzie ludzi była garstka (bo ten nie był spóźniony), ale już trzeba było wózek wnosić po tych schodach.
Normalnie tak przykro mi było, że lepiej nie mówić.
Właśnie puszczałam mojej mamie piosenki na pierwszy taniec i najbardziej podoba się jej Kukulska - niby nigdy nie słyszała.