Rok temu o tej porze leżałam szczęśliwa po porodzie. Szczęśliwa, że Natalka po ciężkich bojach jest już z nami i można ją przytulić, pocałować, pogłaskać. I szczęśliwa bo skończyła się wielogodzinna mordęga okropnego porodu.
Mimo to, gdy ta Mała Kluseczka pojawiła się na świecie całe nasze uczucia, cała miłość i troska została skierowaną na tą Małą Osóbkę, która sama sobie nie poradzi. Która potrzebuje nas. A my potrzebujemy jej.
Gdy leżała w naszych ramionach nie mogłam uwierzyć, że to dziecko powstało z połączenia mnie i Rysia. Z plemniczka i jajeczka... Najpierw mały okruszek, który wzbudził strach a potem coraz większa fasolka aż w koncu mały dzidziuś, który porządnie rozpychał się w brzuszku.
Wielka radość, szczęście, spełnienie...
Płakać mi się chce jak to wszystko pisze... To takie piękne chwile... Nie zamieniłabym tego na nic innego.
Miałam jeszcze wysnuć tu kilka myśli, ale z racji tego, że zaczynam się rozklejać zakończę już moje wywody.
100 LAT CÓRECZKO!!!
Mały przegląd z całego roczku Natalki:
