Witam kochane

Dopiero teraz jakoś na tyle się ogarnęłam w domu z małym, że mam czas na chwilkę dla siebie. Max śpi w swoim wózku, postękuje sobie przez sen i chyba mu się u nas podoba

Natalko, tak, Maxymilian przez "x"- Kuba się uparł i niech tak będzie

Co do pobytu w szpitalu to wyganiali mnie już od środy, ale się broniłam dzielnie. W piątek nie dałam rady już lekarki przegadać

W spzitalu funkcjonuje hotel dla matek niby- ma aż 2 łóżka, które są zajęte obecnie przez mamy wcześniaków urodzonych w 23 i 26 tygodniu ciąży, więc nie miałam szans na zostanie w nim.
Co do porodu to może zacznę od początku. Jak może pamiętacie pisałam sobie radosnego "leniwego" posta w niedzielę, że jakoś mnie plecy bolą i sobie leżę. Zaraz potem poszliśmy z Kubą do jego rodziców na obiad ok 16.30- gołąbki były, mniam mniam

Zjadłam 2

Gadałam sobie z teściówką i stwierdziłam że czas do WC- idę i jakoś ze mnie leci, kurcze, myślę, ćwiczę tego Kagla i i tak nic to nie daje i tak. Wkurzona "zasiadam na tronie" i nic, siku ni ma. Wstaję- leci jak szalone. Ki czort patrzę na podłogę i oczom nie wierzę-kałuża! Wołam Kubę i mówię, że chyba mi wody odchodzą a on, niemożliwe, nie żartuj sobie. No to się wydarłam na niego że to nie jest dla mnie temat do żartów i poprosiłam żeby mi podpaskę skombinował jakąś i nowe spodnie od teściowej, bo w takich mokrych to ja z domu nie wyjdę

Teściowa na prośbę K o podpaski i nowe spodnie i gacie z lekka się zdziwiła i jak wyszłam z WC to razem z teściem wyglądali na zaniepokojonych. Położyli mnie na kanapie, teściu miał taką minę że się śmiałam na sam jej widok

Oczywiście im więcej się śmiałam, tym więcej ze mnie leciało. Kuba poszedł po auto i jak wrócił to pojechaliśmy na pomorzany do szpitala. Ja byłam pewna że nie rodzę- nic mnie nie bolało i myślałam, ze jeśli to wody płodowe to w spzitalu mnie położą, owszem, ale płyn owodniowy uzupełnią i będę leżeć do 40 tygodnia

No ale lekarz mnie zbadał i mówił, wody odchodzą i mam 4 cm rozwarcia, no to rodzimy. A ja jak to. i mówię, że ja nie rodzę i że absolutnie się na to nie zgadzam

Na to lekarz w śmiech, że mam już niewiele do powiedzenia, ale w sumie to mogę mieć rację, bo skoro skurczy żadnych nie mam to nawet 2 dni na oddziale mogę leżeć, a potem wywoływać będą. Pyta mnie co robiłam gdy wody odeszły- ja że jadłam obiad, gołąbki konkretnie. A przed obiadem?- Leżałam w łóżku bo mnie plecy od rana bolały. A lekarz, o widzi pani- czyli miała Pani skurcze z krzyża- proszę się nie martwić to się zdarza

Potem pielęgniara wzięła mnie w obroty i wypytywała o jakieś szczegóły, a mnie jako że skurcze zaczęły brać ciężko się było skupić i odpowiadać. Ale nie chciałam się przyznać że mam skurcze. Nic to nie dało, ona i tak się zorientowałą i wysłała Kubę w międzyczasie do domu po jakiekolwiek rzeczy dla mnie, bo ja oczywiście nic nie miałam przygotowanego. Dali mi szpitalną koszulinę, Kuba wrócił, w końcu udało się wypełnić papiery i na porodówkę. Badanie- już 5 cm. Podłączyli pod KTG, bo nikt nie chciał mi wierzyć że mam tak mocne skurcze już, gdy ich jeszcze pół godziny temu nie było. No ja zapisu nie widziałam, cieszyłam się że miałam butelkę z resztą wody w ręku- całą ją zgniotłam, mimo że zakręcona była i dzięki temu oszczędziłam dłoń Kuby

Chciałam wstać po tym KTG bo mnie plecy bolały, pochodzić, ale położne nie pozwoliły "bo to wcześniak więc aby nie urazić główki". Przyszedł lekarz to mi pozwolił. Dostałam koszmarnej biegunki, więc w sumie to 3/4 czasu z porodówki spędziłam na WC. Już w pewnym momencie nie wiedziałam od czego mnie brzuch boli- od skurczy macicy czy jelit... W końcu dotarłam z powrotem na salę, ale nogi miałam jak z waty- w życiu sama bym nie ustała na nogach. Jak się położyłam i mnie zbadali to było już 8 cm. Kuba mi opowiadał że chciał mnie pogłasakać, potrzymać za rękę, ale tak go podobno zwyzywałam soczystymi przekleństwami, że położne to w szoku były, bo na początku to taka łagodna i miła byłam

JA tego nie pamiętam, w sumie to wszystko można mi wmówić, bo im dalej postępował poród tym mniej kodowałam. Pamiętałam tylko żeby zamykać oczy przy parciu- reszta nauk ze szkoły rodzenia poszła się gwizdać

W sumie to na krótko po badaniu stwierdzającym 8 cm stwierdziłam, że chce mi się przeć już, to położne powiedziały absolutnie a ja że nie dam rady się dłuzej powstrzymywać no to mnie zbadały i były w szoku ciężkim chyba, bo już było 10. Niestety mnie nacięli- czułam wszystko i było to najbardziej bolesne przeżycie z całego porodu, bo nie zrobiła tego baba w szczycie skurczu- na moje "nie teraz" stweirdziła że właśnie że teraz

Max urodził się po 29 minutach skurczy partych o 19.45. Położyli mi go na brzuchu na może 10 sekund, nawet nie zdążyłam go dotknąć i zabrali go. Wiem tylko że na moje stwierdzenie "jaki malutki" wszyscy stwierdzili "jaki wielki" i padło pytanie "czy to na pewno wcześniak?" Małego zabrali na oddział noworodkowy bo miał początkowy problemy z utrzymaniem temperatury i wsadzili go do cieplarki- w której się ledwo mieścił

Mnie po 2 godzinach zawieźli na salę, dobrze że K pomagał pielęgniarce mnie wieźć, bo dzięki temu po drodze wstąpiliśmy na oddział i mogłam małego w stópkę dotknąć. NA sali po godzinie chciałam już wstawać i iść pod prysznic, ale K mnie powstrzymywał. Potem poszedł, bo go pielęgniarka wygoniła, ale wrócił po 15 minutach z małym w łóżeczku i mogłam go w końcu przytulić. Niestety na noc musiał wrócić na oddział. Ok 24 stwierdziłam, że idę odwiedzić synka i w sumie to do 2 w nocy siedziałam przy nim.

Na opowieści szpitalno- oddziałowe przyjdzie czas potem- teraz idę zjeść obiad, bo mnie już skręca

Rety, znowu tasiemiec.... Ja to się robię specjalistka

Zdjęcia małego:



