Witam niedzielnio

A u mnie baaaardzo dużo się dzieje...
W piątek nie poszliśmy do naszych szwagierków bo cały czas bolała mnie głowa. Takze zostaliśmy w domu, a ja leżałam z okładem na czole i choć trochę przynosił ulgę.
A wczoraj...
Wczoraj pojechaliśmy na grilla do teściowej, wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że dopadły mnie takie wzdęcia a przez to bóle brzucha, że ledwo mogłam wytrzymać a tu pełno gości... No więc udałam się do pokoju poleżeć, pocierpiałam trochę, wzdęcia przeszły, ale cały czas bolało mnie podbrzusze. Razem bolało mnie ok 3 godzin. Zadzwoniłam do swojego gina, to powiedział, że najlepiej podjechać na Izbę do szpitala, żeby zbadali i sprawdzili czy nic niepożądanego się nie dzieje.
Zawinełam szybko męża, wszystkim powiedzieliśmy, że jedziemy do domu bo ja się źle czuję, a pognaliśmy do szpitala. Tzn ja prowadziłam bo mąż piwko już wypił.
Jeszcze nie miałam ze sobą legitymacji ubezpieczeniowej, ale na szczęście nie upierali się przy niej.
A co najlepsze im bliżej byliśmy szpitala tym mniej mnie brzuch bolał, no ale skoro już byliśmy w drodze to postanowiliśmy jechać.
Na miejscu od razu mnie przyjeli, najpierw położna zmierzyła ciśnienie - było w normie.
Przyszedł lekarz i powiedziałam co i jak, że boli mnie podbrzusze, odczuwam ciągniecie i kłucie na wysokości macicy i tak od 3 godzin. A on pierwsze co, to mówi, że w takim bądź razie położymy Panią na kilka dni na oddział. Ja wielkie oczy ale sobie myśle, że poczekam aż mnie zbada i zrobi usg.
Najpierw badanko na samolociku. Ten lekarz taki gbur i prostak, wsadził mi palce tak bez żadnego przygotowania ani nic, że myślałam, że go z pięty kopnę w ten jego dziób... Pogmerał i w końcu skończył.
Mówi, że wszystko jest ok, żadnego rozwarcia nie ma, szyjka wygląda ładnie i pójdziemy na usg.
Po drodze na usg modliłam się aby nie robił tego usg dowcipnego, bo jak znów będzie takie niedelikatny to już naprawdę go zdzielę. Ale zrobił przez brzuch.
Dzidzia ładnie fikała, serduszko bije, posprawdzał wszystko dokładnie - także z usg jestem zadowolona, sprawdził nóżki, rączki, główkę, brzuszek, żołądek, kręgosłup... No wszystko sprawdzil. Nic się nie odkleja, wszystko jest na miejscu.
Naprawdę mi ulżyło!
Ale lekarz i tak mówi, że zostanę na kilka dni w szpitalu.
Zdębiałam. Pytam się, czy jakieś dodatkowe badania będę miała robione? A on mówi, że nie, że tylko będę leżeć. Na to ja mówię, że w takim bądź razie wolę leżeć w domu, wiadomo - swoja toaleta, swój prysznic, tv, komputer... A on mówi, że ok, tylko będę musiała podpisać że nie chcę teraz zostawać.
Podpisałam i pojechaliśmy do domu.
Wiecie, jakby coś wyszło, że faktycznie mam jakieś rozwarcie czy coś to bez gadania bym się położyła, ale że wszystko jest ok to po co mam tam leżeć?
I tak właśnie leże w domu, tzn mam leżeć kilka dni, biorę większą dawkę luteiny, teraz 2 na dzień i 2 na noc.
Od razu poprosiłam jeszcze tego lekarza o wypisanie recepty na luteinę, bo przy tej zwiększonej dawce to nie wiem czy mi starczy do wizyty, a on powiedział, że nie wypisze, że mam zadzwonić do swojego lekarza bo on nie ma teraz pieczątki a nie chce mu się szukać po całym szpitalu...
I jeszcze przy mnie pielęgniarka mówi, że dzwonili skądś tam i jakaś pacjentka prosiła o lekarza bo bardzo ją boli, a on takim tonem gburowatym: "będzie ją boleć bo ja do niej nie pójdę". Normalnie jak to usłyszałam to tylko się modliłam, aby więcej na niego nie trafić...
Brzuch już mnie nie boli, czyli myślę, że to napewno było od wzdęć i teraz mam takie pytanie, czy można brać np espumisan??
Leżeć mam kilka dni, także poleżę, mąż znów koło mnie skacze

A dzisiaj jeszcze w dodatku znów boli mnie głowa... Masakra... Nie wiem już co mam robić z tą głową...