wczoraj miałam koszmarny dzień.
Mój dziadek miała atak i zabrało go pogotowie, to było straszne bo w ogóle nie wiedział co się z nim dzieje, nie poznawał nas, koszmar. Teraz leży na intensywnej terapii, stan się ustabilizował ale nadal nie wiadomo jak to się wszystko potoczy. Zawsze bałam się że chwilę przed weselem coś złego się wydarzy. Mam nadzieję, ze będzie z nim wszystko dobrze, poleży trochę w szpitalu i wyjdzie na nasz ślub...

Babcia z tego wszystkiego też ledwo żyje, ahhh jak pech to pech
U lekarza siedziałam prawie godzinę. Zrobił mi dokładne usg, zmierzył dzidziusia, wszystko w normie. Ma stópkę 1 cm, kość nosową 5,5 mm, i ten fałd karkowy 1,2 mm więc nie mam się o co martwić. Cały bobcio ma 7 cm. Ale niestety mam nisko położone łożysko i dolny biegun dochodzi do UW, ale ponieważ macica dopiero zaczyna rosnąć, to na razie się tym nie przejmujemy. Choć oczywiście nie mogę tej myśli odpędzić od siebie, że grożą mi krwotoki itp, bo już się wczoraj o tym naczytałam...

No i chyba widzieliśmy siusiaczka

, co prawda 1,5 mm ale jednak... a ja myślałam że będzie córcia

no ale lekarz powiedział ze to jeszcze za wcześnie żeby cokolwiek stwierdzić, więc się nie nastawiamy. Oczywiście Ł zachwycony, bo marzył o synku, żeby z nim chodzić na ryby, grać w piłkę, majsterkować...
Przynajmniej nie będzie kłopotu z wyborem imienia- bo będzie Oliwier albo Oskar (choć Ł namawia mnie na Mateusza - ale nie przejdzie)