Witaj
Gabiś

bardzo się cieszę, że się u mnie pojawiłaś.
Weekend - był i już nie ma... był dość intensywny, choć miły.
W piątek wpadliśmy na pomysł, że oglądamy Bonda, a później z moim B i kolega wpadliśmy na pomysł, że nie widzieliśmy nowego Bonda więc jedziemy w sobotę popołudniu do kina do Janek, i tak w sobotę było kino.
Zanim było kino rano poszliśmy po zakupy i robiłam stroiki na cmentarze, bo w niedziele mieliśmy jechać na cmentarze do Łodzi i Pabianic do dziadków mojego B.
No i niedziela... ehh, przed ósmą pobudka, śniadanie i wyjazd do Łodzi.
Ja nie wiem co to za pogoda ale coś dziwnego, zza okna wygląda super, słonecznie, pięknie, a na dworze oprócz tego, że słońce, to jeszcze okropnie lodowaty wiatr. Przemarzliśmy strasznie ale w nagrodę na koniec obiad w naszej ulubionej restauracji "Anatewka" herbatka podawana w szklankach i starych srebrnych koszyczkach a obiadek polecam zupka "Solijanka"- zupa gotowana na kościach wołowych i wędlinach wołowych ze zmiksowaną papryką i pomidorami, coś a' la pomidorowa, tylko do środka wkrojona jest ta wędlina w małe kawałeczki i do tego jeszcze małe kawałeczki ogórka kiszonego a na koniec jak na talerzu zupa już jest kropla kwaśnej śmietany i plasterek cytryny, rewelacja.
A na drugie gęś pieczona z sosem migdałowo rodzynkowym a do tego kugel ziemniaczany i oczywiście pyszne wino domowe.
Uczta
A na sam koniec jak już wracaliśmy podjechaliśmy do Skierniewic po choinkę i tak mamy już świerk pospolity, na razie na balkonie ale i tak pięknie pachnie.

Aha - a dzisiaj pierwszy dzień w pracy (nowej, starej), no cóż jedni są zaskoczeni i się cieszą, a inni hmm, nie bardzo są zadowoleni, a już nie mogą zupełnie przełknąć tego, na jakich warunkach teraz pracuję.I teraz będą mi wszyscy patrzeć na ręce, ale ja się nie dam
