Brzuchostory część dalsza….
Wieczorem po masażu sunęła położona do łóżeczka, spała jakieś 2 godziny, po czym o 23 obudziła się z okropnym płaczem.
Mamy wiedzą co to za płacz…nie jędolenie, bo coś dziecku nie pasi, tylko taki przeraźliwy krzyk, że cos dolega …cos boli..
Nie pomógł masaż, nie pomogło noszenie + masaż…nie pomogło leżenie na maminym brzuszku w systemie brzucho do brzucha…
Wyciągnęliśmy termofor…
Cudowne urządzenie - powoli zniknął grymas bólu, pojawiło się uczucie ulgi, potem nieśmiały uśmiech…a potem moje Słoneczko radośnie do nas zagugało…
Uff…..
Potem potarła zmęczone oczka…chwilę później zasnęła…
Byłam tak wykończona, że olałam standardowe nocne karmienie, ale wybudziłam córę wczesnym rankiem i zaaplikowałam cyca. Zjadła i odmówiła butli…
Zjednoczeni przy termoforze doszliśmy z mężem co jest przyczyną dolegliwości córki…
Jak zwykle matczyna głupota…nie ma nic gorszego dla dziecka, jak głupia matka - czterema kończynami się pod tym podpisuję.
Nażarłam się pieczarek - w niedzielę kotlety mielone z pieczarkami made by teściowa, w poniedziałek to samo - bo dostaliśmy wałówkę, a wczoraj pieczarki były składową bukietu warzyw gotowanych na parze…
Początek nasilonych problemów brzuszkowych datujemy na niedzielę wieczór.
…trafiony zatopiony…
Ajuschko o tej nowości za jakis czas napiszę....