Czy wszystko to nie wiem,ale...
Dziś poranek zaczął się: "Wyprasowane mam na wigilię?" pyta się M.No to ja,dlaczego się tak do mnie odzywa i czy nie może mie normalnie poprosić,żebym mu wyprasowała a nie odrazu takim tonem.Wzięłam mu wyprasowałam te rzeczy,przyniosłam i powiedziałam ,że sługa jego wykonała zadnie przy czym zaczęłam pakować rzeczy małego i powiedziałam,że mam już dość i się wynoszę z tego domu.A w niego jakby piorun strzelił,normalnie odrazu inna gatka...zmiękł jak gąbka.Pierwszy raz widziałam takie zdziwienie w jego oczach i niedowierzanie"a może ona nie żartuje?" Pytał sie mnie gdzie idę,a ja na to że co go to obchodzi....
Wiecie,nigdy tak nie postepowałam,nie wierzyłam,że może być taka jego reakcja...
Trochę się boję,że to była tylko taka ściema z tym jego dobrym zachowaniem po tej scenie i że jak wróci to będzie to samo,ale wtedy to bedzie miał nas na oku i gdyby co to nie uda mi się wyjsć z chaty.Małż ma wolne od jutra do nowego roku i będzie siedział w domu.
Wiecie co,tak sobie siedzę i myślę,że jestem troche(bardzo) taka szara gęś co nie ma własnego zdania. Zawsze kiedy jakaś awantura była,to wolałam ustąpić.Ile razy przepraszałam,choć wina leżała po jego stronie?Ile razy błagalam choć to on powinien..Ale robiłam to chyba dlatego,że boję się zostać sama...boję się samotności.Wierzcie mi,nikt z was nie chciał by być taki sam jak palec na tym świecie,nikt.Dobrze,że mam tego mojego kochanego synka...moje jedyne szczęście które bardzo kocham.I boli mnie kiedy mówią mi,że jest mu ze mną źle i niedobrze,że najlepiej by miał u cioci(siostry Artka)albo u babci,bo w domu to np dużo guzów sobie nabił a tam tak by nie było.Albo,że dziecko nie chce iśc do mnie na ręce,albo mama jest "be" Tak bardzo bolą te słowa.Jak można powiedzieć to matce,która tak bardzo pragnęła swojego dziecka.Piórkiem bym go nie uderzyła...
A one(głównie teściowa) jak się zdarzy jakaś sposobnośc to mi tak dogryzają.Albo kiedyś powiedziała,że weźmie go do siebie i będzie miał dobrze z babcią bo wg niej to "no co?długo by się przyzwyczaił" Tak jakbym się wcale nie liczyła.Albo,że syn jest wykapany tatuś i wszystko co odziedziczył to po tacie albo po jego siostrze.Nos zadarty ma jak jego siostra,urodził się z włosami tak jak jego siostra,szybko się nauczy chodzić tak jak tatuś,bawi się kabelkami tak jak tatuś(dziwne,żeby lalkami),lubi patrzeć na parę jak tatuś...więc albo tatuś albo ciocia.Ze mnie nie ma nic.Niedługo wmówią mi,że to nie moje dziecko.To tak strasznie boli,te słowa tak ranią,gorzej chyba niż ból fizyczny...a ja....Nigdy im nie moge zwrócić uwagi bo boję się reakcji własnego męża.On by mnie nie zrozumiał i obraził się za to że tak myślę...bo pewnie wg nie to sobie przeistaczam fakty..
Tyle jest rzeczy o których mogłabym napisać...mogłabym napisać książę - dramat o swoim życiu...od dzieciństwa usłane kolcami...
Mam nadzieję,że nikt z niezalogowanych użytkowników nie może czytać tego waątku.Często pojawiają się ukryci i nie wiem kto to taki...