Ja też w tamtych czasach chlałam do upodlenia. W naszym gronie nie było kierowców tylko taxi, zawsze trzeba było kasę mieć na taryfę schowana, żeby nie przepic wszystkiego. Były imprezy w akademikach, klubach studenckich, domowki i wszelakie lokale. Lokale i z lożami i remizy i grille. Tylko ją zawsze na słodko, nie lubię piwa. Wolę w9dę z sokiem czy cola. Jak było piwo to pamiętam Warką strong z potrójnym sokiem. Trzezwiejac zawsze sobie obiecywała, że nigdy więcej bo czulam się straszne, ale szybko o tym zapominałam. Nie żałuje, wyszalalam się, z uśmiechem wspominany te czasy. Było super, ale już mi starczy. Ostatni raz tak się nawalilam w maju 2008 na panieńskim swiadkowej.
Nadal lubię się napuc, ale już normalne ilości. Nigdy więcej kaca. Najczęściej to 2-3 drinki. Mojito, cosmopolitan, Malibu itp
Papierosa nigdy nie spróbowała, bo moj ojciec pali ogromne ilości i tego fetoru nigdy nie moglm znieść. Nic innego też nie palilam.