To były wakacje 2002 roku. Przede mną była czwarta klasa liceum, matura, decyzja odnośnie studiów. Ale przeciez wakacje byly od odpoczynku. Przez cały lipiec nic się nie działo. Czas spędzałam wraz z koleżankami nad rzeką, jeziorem, w pubach.
W tamtych czasach internet dopiero sie "rozkręcał", a korzystać z jego dobrodziejstw mogli nieliczni. Pomalutku zaczęły otwierac się kafejki internetowe. I także u nas w miasteczku powstało takich kilka.
Pewnego wieczoru zafacynowane opowieściami kolezanki o tym cudzie postanowiłyśmy wybrać się i zobaczyć czy ten internet naprawde jest taki niezwykły.
Jakims cudem udało nam się odnaleźć w tych tonach stron internetowych. Trafiłyśmy na portal naszego miasteczka, a tam na czat.
Zaciekawiona tym sposobem komunikacji napisałam kilka słów. Ponieważ na czacie było niewiele osób zajęłam się innym rzeczami. Po kilkunastu minutach zauważyłam że na pasku mojego monitora miga ikona "szepnij do lukasso". I tak pierwszy raz zamieniłam słowa z moim prawie mężem. Oczywiście na początku nie było to nic nadzwyczajnego, a mi się kończył czas w kafejce, więc nawet nie pomyślałam, ze coś z tego wyniknie. Poza tym nie szukałam faceta.
Jednak na drugi dzień znowu zagościłam w kafejce, a lukasso znów był na czacie... Tym razem to ja do niego zagaiłam. Rozmowa się fajnie potoczyła, dowiedziałam się że on jest administratorem na tym naszym czacie i częstu tu musi bywać, że jest informatykiem i jeszcze paru innych rzeczy. Dlatego na nastepną sesję internetową wybrałam sie do firmy w której pracował, bo tam tez była kafejka.
...
Wejść czy nie wejść, on tam chyba siedzi... A jak to nie on?... Kurcze głupio się tak gapić przez okno, pomyślą że jestem jakaś dzika... -Zapraszam!
ooł, zobaczył mnie, dobra wchodzę...-Dzień dobry poprosze na godzinkę internet.
-Proszę uściąść przy stanowisku 3.
hmm, co by tu zrobić... wejde na ten czat... Jest lukasso
zaklikam- cześć, co porabiasz
- pracuję
kurcze, to on, ale fajny, ciekawe czy wie, ze ja to ja? Chyba nie wie. napisze mu że to jaZaprosił mnie do swojego biurka, nogi mi sie trzęsły,
idę, ale o czym ja będe z nim rozmawiaćZamieniliśmy kilka słów, pośmialiśmy sie, powygłupialiśmy, wszystko potoczylo się tak naturalnie, a ja już czułam że się zakochałam...
Tak bardzo zaczęło zależeć mi na tym chłopaku, że nie byłam w stanie spać ani jeść, nie mówiąc już o normalnym trzeźwym funkcjonowaniu. To się czuje chyba raz w życiu. Mówię Wam dziewczyny, to jest coś niesamowitego. Z jednej strony niepewność, bo jednak obcy człowiek, nie wiem co myśli, co czuje, czy traktuje mnie na serio, czy takich jak ja przychodzi tam więcej? A z drugiej takie przeczucie że to właśnie On i nikt inny...
Przez tydzień nie miałam nic w ustach. To prawda, że można żyć miłością.

cdn, bo Was zanudzę
