buffy85 , evelaz, katii4 , justyna85, myszkasc witam Was cieplutko

Umówiliśmy się na spacer. Było słoneczne niedzielne popołudnie. Już od rana miałam motylki w brzuchu…
Czekał w umówionym miejscu. Podszedł. Przywitał się.
Poszliśmy do parku. Opowiadał mi o swojej rodzinie na Mazurach, o tym jak tam spędzał każde wakacje. I opowiadał o zwierzętach, roślinach, przyrodzie. Bardzo mnie to fascynowało. Chodziłam do klasy o profilu biologicznym i jego opowieści po prostu połykałam.
A ja nic prawie nie mówiłam. Po prostu mnie zatkało. Siedziałam tam na tej ławce z otwartymi ustami, zaczarowana, zafascynowana, nieprzytomna.
Pamiętam, ze to był najdłuższy spacer w moim życiu… I najważniejszy
Pomimo moich obaw, że zachowuje się jak burak, ze pomyśli że jestem gburem, w pewnym momencie poczułam jego dłoń na mojej dłoni…
Ciepło, spokój, bezpieczeństwo. Taki pierwszy prawdziwy dotyk, którego nigdy wcześniej nie znałam. I ogromna duma i radość. Gdy tak szliśmy trzymając się za ręce, miała ochotę krzyczeć: Patrzcie, to ja Iga! Zobaczcie z kim idę!!! Kto trzyma mnie za rękę!
Wieczorem odprowadził mnie do domu.
Dopiero niedawno dowiedziałam się, że tamtego wieczoru wracał do domu w podskokach

Na początku były też chwile zwątpienia, gdy obiecywał, ze przyjdzie, a nie było go 2 dni… Teraz wiem dlaczego, ale wtedy ogromnie to przeżywałam…
Nasz związek przez pierwszy rok był dziwny. Właściwie ja byłam dziwna. Zazdrosna a jednocześnie obojętna. Chyba po prostu zbyt młoda. Między nami jest 5 lat różnicy.
Ale wspólne wakacje nad morzem bardzo nas do siebie zbliżyły. A tak naprawdę dojrzeliśmy do siebie pod wpływem bardzo smutnego wydarzenia…
Czasem myślę że Łukasz jest moim Aniołem, dzięki któremu mogę oddychać, żyć i uśmiechać się, choć nie jest łatwo.
Wiosną 2003 poważnie zachorował mój tata. Nie zdawałam sobie sprawy co się wydarzy, nie potrafiłam myśleć że coś może być nie tak… Przede mną była matura, były studia… Pamiętam jak dziś, gdy wróciłam z ogłoszenia wyników z wiadomościami o piątkach, jak mój tato bardzo się ucieszył. Poczułam jaki jest dumny.
Łukasz w tych trudnych chwilach bardzo mnie wspierał… Gdyby nie on, nie wiem co byłoby dalej.
Tato zmarł w styczniu 2004 roku. Niedawno minęła 5 rocznica jego śmierci.
Od tamtej pory Łukasz zamieszkał z nami - mną, mamą i młodszym bratem. Nie wspominam tego okresu miło. Mam w głowie pustkę, smutek, złe wspomnienia. Brat nie był nigdy odpowiedzialnym chłopakiem, zawsze pakował się w tarapaty. Był okres ze bardzo się awanturował w domu, darł z nami koty, aż szkoda o tym pisać. Zresztą do tej pory szaleje. Ale nie o tym tu chcę pisać.
Szybko dorośliśmy w tym naszym związku. Musieliśmy być odpowiedzialni nie tylko za nas, ale i za dom który został na naszej głowie. Mama nie miała pracy, nie ma zresztą jej do tej pory. Brat zupełnie nie poczuwał się do żadnych obowiązków. A my zamiast cieszyć się nami, wspólnie spędzanym czasem musieliśmy o wszystko dbać.
Ale przecież nie jesteśmy jakieś tam pierdółki

Mieszkamy sobie tak do dzis w naszym małym gniazdku i jest miedzy nami cudownie. Z dnia na dzień coraz lepiej.
W planach mamy budowę domku (spełnienie marzeń), śliczne dzieci i długie szczęśliwe życie…
Pewnie z czasem poznacie mnie bliżej, moje obawy i radości.
Nasze zaręczyny, po 2 latkach mieszkania razem, nikogo nie zdziwiły. Ale były pięknym wydarzeniem, którego nie zapomnę nigdy. Była kolacja w restauracji i pierścionek. Pamiętam, jak Łukasz się krepował, wstydził i kombinował. Wyczekał do samego końca, jak już wróciliśmy do domu. Wtedy wyjął pierścionek, uklęknął i spytał czy będę z nim już do końca życia. A ja myślałam, że się już nic nie wydarzy, choć przeczuwałam że bardzo się denerwuje. Na drugi dzień poinformowaliśmy moja mamę i przyszłą teściową o zaręczynach. O ślubie nie myśleliśmy. Nie było pośpiechu. Jeszcze studiowaliśmy. Decyzję o ślubie podjeliśmy w wakacje 2007 roku.

długa historia, ale chciałam tak szybciutko powiedzieć Wam, jak to u nas było i jak jest

poszperam po zdjęciach żeby troszkę urozmaicić te moje wypociny
