Witajcie kochani
po wielu miesiącach odważyłam się znowu napisać coś osobistego. Niektórzy z Was mnie znają, niektórzy nie... ale wszystkich proszę o kibicowanie mi/nam w tych zmaganiach życiowych o upragnione dziecko.
Moje pojęcie o ciąży zmieniło się w ciągu niedługiego czasu diametralnie. Zauważyłam że do czasu jak wyszłam za mąż, ciąża wydawał mi się tematem tak prostym i oczywistym że nawet nie godnym jakiegoś głębszego zastanowienia. Zewsząd bombardowały mnie wiadomości o tym jak łatwo zajść w ciążę- tamtym pękła gumka, tamci zapomnieli o kalendarzyku itp. Zajciążenie było dla mnie tak naturalne... Przecież moja mama zaszła w ciąże błyskawicznie, ciotka, teściowa, babcie, można wyliczać i wyliczać. Oczywistym dla mnie było że jak ktoś chce to to się dzieje ot tak poprostu.
Od dłuższego czasu (kilku lat) prześladowało mnie uczucie że jestem bezpłodna. Dawało mi się we znaki, szczególnie wtedy gdy widziałam małe dzieci, a mój instynkt posiadania podobnego był bardzo rozbudzony. Jednak z obserwacji mojego organizmu nic nie wskazywało na potwierdzenie moich myśli- regularne miesiączki, wyczuwalne dni płodne po śluzie. Regularne wizyty u lekarza...
I nadszedł czas przygotowań do ślubu. Bardzo dla mnie pracowity- na tymże forum opisywany. Prócz tego kłębiące się myśli na temat dziecka. Czy już od razu po ślubie, czy trochę później, najpierw praca czy dziecko? A wszystko to bezpośrednio związane z moim zawodem- jestem fizykiem medycznym i praca w ciązy jest zabroniona ze względu na promieniowanie. Nawet założyłam wątek- która pora roku najlepsza na dziecko... o ja niemądra- wtedy zastanawiałam się na aspektami chorób zakaźnych, spacerowania z dzieckiem, odzieży i obuwia ciążowego i wszystkich innych po trochu.
I był ślub i wesele a potem nadeszło życie codzienne. Każdy oczywiście nas zagadywał kiedy dziecko- a my na to że będziemy ciężko pracować nad tym i że jak najwcześniej, że jak nie znajde pracy to od razu i takie tam.
Minął pierwszy miesiąc i nic- ale nie miałam typowych objawów na @ więc trochę się mi nadzieji zrobiło. Minął drugi i też nic- a to pewnie jeszcze ze zmęczenia i stresu. Minął 3- czy coś jest ze mną nie tak? Pytanie to powtarzałam sobie codziennie... niedość tego fantastyczne koleżanki dzwoniły i pytały się nie co u mnie tylko czy już ciociami są? To było dobijające. Teść na każdej okazji- święta, dzień dziadka też podpytuje czy może już świętować a ja tylko muszę szukać zmyślych odpowiedzi- typu że ja o niczym nie wiem i niech zapyta swoje pozostałe dzieci...
Zaczęłam unikać ludzi. Każdy tlko pytał czy już czy już. A mnie bolało coraz bardziej... Wokoło mnie coraz więcej zaciążonych, niekoniecznie planowanych ciąż.
Na dobitkę pracy też niet.
Po czwartym miesiącu zaczęłam szukać po necie i natknęłam się na wypowiedzi osób dotkniętych zaburzeniami prolaktyny. Naczytałam się że to może być związane z guzami na przysadce i się przeraziłam. Nie czekając na wizytę u lekarza poleciałam zrobić badania. Wyniki na całe szczęście potweirdziły moje domniemania. Przynajniej wiedziałam co mi jest.
prolaktyna na czczo 55,2 ng/ml przy normie do 25
prolaktyna po obciążeniu po 60' 239ng/ml.
Dodatkowo doczytałam że może na prolaktynę pomóc castagnus. Zaczęłam go łykać i szczerze mówiąc byłam w szoku poprawy mojego samopoczucia. Zauważyłam że coś zaczyna się dziać. Okres miałam już nie taki sam tylko zupełnie inny. Bolał mnie jajnik tak jakby coś się w nim ruszyło do działania. Nawet libido nareszcie podskoczyło. Nie czekajć na koniec działania poleciałam do lekarza umówionego duuuużo wcześniej- prywatnie mnie nie stać. Właściwie poszłam po przepisanie leków i uświadczenie mnie w moich przypuszczeniach.
A zapomniałam dopisać że od 4 mcy sprawdzam tempkę i tam były skoki temp więc myślałam że owulacja jest.
Na badanie poszłam w okolicach owu aby na usg zobaczyć czy jajeczko już uwolnione. Niestety nie. Niepękające pęcherzyki są chyba tym co przeszkadza mi zajść w ciąże.
Przepisano mi osławiony bromergon i miałam po nim typowe objawy. Nie dość że przyjęłam go jak męża nie było w domu to jeszcze ok 3 godz przed tym jak położyłam się spać. O ludzie co jak przeżyłam tamtej nocy... lepiej tego nie pisać. Dzisiaj biore 7 tabletkę. Dodatkowo od 19-25dnia cyklu mam brać luteinę pod język- fujj.
Straciłam poczucie śluzu wszędzie- począwszy od nosa, języku, skończywszy na końcu odcinka pokarmowego. Nie śpie po nocach, budzę się po tym świnstwie. Moje jelito drażliwe zastajkowało i od tyg jest zastój...
Ile to muszę się wycierpieć? Pewnie jeszcze bardzo długo. Czekam na moment aż będę mogła to świnstwo odstawić i mój organizm wróci do normy.
O wszystkich problemach wie tylko mój mąż i przyjaciółka. NAwet rodzicom nic nie mówimy. I tak teściowa by rozgadała a nie jest nam to potrzebne. Na razie ona razem z moim Tatą cieszą się że nie obciążamy się dzieckiem i robimy kariery- tzn ja robie za kucharkę i sprzątaczkę puki co
Nie będę pisać zbyt często. Chciałam to wyrzucić z siebie. Za 3 tyg minie 6mcy od ślubu. Muszę się z tym uporać.
3majcie kciuki.