Ależ on jest słodki!
Monika dla ciebie i dla Vall coś w skrócie o lękach - skąd się biorą i jaka jest ich podstawa
Kiedy dziecko się rodzi, jest skrajnie zależne od swojego otoczenia. Taka sytuacja wywołuje pierwotny lęk, nazywany lękiem prześladowczym. Dziecko radzi sobie z nim za pomocą narcystycznej omnipotencji, iluzji, że samo się zaspokaja i nie jest zależne od nikogo. Takie pierwotne stany umysłu nie są obce osobom dorosłym. Powracają choćby w sytuacjach zagrożenia. Na przykład gdy leżymy w szpitalu i postrzegamy lekarzy jako nieżyczliwych nam i niekompetentnych, uważamy, że nasza własna kuracja byłaby o wiele lepsza.
Z czasem, w wyniku pozytywnych doświadczeń z otoczeniem, dziecko może dostrzec, że to, czy czuje się ukojone, czy sfrustrowane, zależy od osoby, która się nim opiekuje. I zaczyna odczuwać lęk, że ją utraci. Jest to właśnie lęk separacyjny. Można powiedzieć, że samotności doświadczamy na dwa sposoby: jako pogrążenia w nieżyczliwym, prześladującym nas świecie, czyli jako obecności kogoś czy czegoś złego w naszym życiu (wcześniejsza, bardziej pierwotna forma lęku prześladowczego), lub też jako bólu związanego z tęsknotą za kimś, kogo kochamy i potrzebujemy (bardziej dojrzała forma lęku separacyjnego).
Donald Winnicott powiedział, że „nie ma czegoś takiego jak niemowlę”. Zawsze musi istnieć osoba, która się nim opiekuje, ponieważ samo zwyczajnie by nie przetrwało. Według Winnicotta nadmierny lęk separacyjny wynika z nieudanej relacji matka - dziecko w ciągu pierwszych sześciu miesięcy życia. „Wystarczająco dobra” opieka matki jest niezbędna, by dziecko mogło przejść trudną drogę od narcyzmu pierwotnego do relacji z drugą osobą, którą postrzega jako oddzielną i różną od siebie. Najpierw dziecko uczy się bycia samemu w obecności matki. Później stopniowo środowisko, które służyło oparciem, zostaje uwewnętrznione i przyswajamy zdolność do bycia w pełni samemu.
Dla małego dziecka chwilowy brak matki może oznaczać, że utraciło ją bezpowrotnie. Starsze odczuwa lęk, gdy mamy zbyt długo nie ma, ale też może zachować ją w pamięci, to znaczy czekać i liczyć na to, że zjawi się i uspokoi je. Znane są przykłady dorosłych osób, które cały czas „chodzą za kimś”, domagając się kontaktu. Konfrontowanie się z lękiem przed samotnością (w sytuacji, gdy nie przekracza on nadmiernie wytrzymałości dziecka) i rosnąca zdolność do pomieszczania go w sobie sprzyjają rozwojowi autonomii. Chodzenie czy mówienie to pierwsze umiejętności, które implikują rozpoznawanie siebie jako indywidualności, oddzielnej od innych.
Nadmierne chronienie dziecka przez matkę przed doświadczeniem lęku separacyjnego hamuje rozwój jego samodzielności. Skutkiem stałej obecności matki jest niewiara dziecka we własne siły i w możliwość zmierzenia się z tym lękiem. Odbiera to potencjalną radość z niezależności i zdolności do radzenia sobie samemu, a także może wzmacniać lęk separacyjny dziecka, powiększony o lęk matki. W dorosłym życiu może to zaowocować nadmiernym poszukiwaniem wolności, buntem, który jest inną formą ekspresji ukrytej zależności od ważnych osób. Chodzi bowiem o to, by nie tylko pozwalać swobodnie komuś odejść, ale też pozwolić zbliżyć się do siebie.
Doświadczenia najwcześniejszego dzieciństwa stają się matrycą naszych przeżyć w relacjach z ludźmi w późniejszym wieku. Są one przez nas przepracowywane w ciągu całego życia. Zwłaszcza w okresie adolescencji, która jest ostatecznym rozstaniem z dziecięcością, następuje silny nawrót lęków separacyjnych. W dorosłości musimy skonfrontować się z utratą rodziców, z utratą młodości i z nieuchronnością śmierci. Każda strata jest dla nas bolesną okazją do przepracowywania lęku separacyjnego, mierzenia się z samotnością. Czasem, ze względu na przebyte doświadczenia i małą tolerancję tych uczuć, okazuje się to bardzo trudne.
I jeszcze coś ciekawego
W dziecku są dwie sprzeczne chęci. By być blisko mamy i by się od niej oddalić, sprawdzić, jak to jest, zasmakować samodzielności. Pomóżmy dziecku przejść pomyślnie przez proces separacji.
- Dlaczego dziecko po skończeniu ósmego miesiąca życia wpada w rozpacz, gdy tylko matka znika mu z oczu?
- Takie zachowanie jest objawem lęku separacyjnego, określanego jako naturalny lub rozwojowy. Najczęściej pojawia się u ośmiomiesięcznych niemowląt. Rzadziej już u siedmiomiesięcznych. Często towarzyszy mu, występujący niekiedy nieco wcześniej, lęk przed obcymi, czyli nieufność wobec nieznanych osób. W tym wieku dziecko ma na tyle wykształconą pamięć, że całkiem dobrze potrafi wyróżnić to co znane spośród tego, co obce. Zwłaszcza swoją matkę, którą w tym okresie zaczyna traktować w sposób szczególny. Maluch wchodzi wtedy w etap gwałtownego rozwoju przywiązania do niej. Jednocześnie zaczyna do niego coraz lepiej docierać, że nie stanowi z matką jednej całości. Nie ma jednak do końca wykształconego poczucia stałości zjawisk więc nie rozumie, że kiedy coś lub ktoś (a więc także mama) znika z jego oczu, wcale nie przestaje istnieć. Biorąc to wszystko pod uwagę trudno się dziwić, że gwałtownie protestuje gdy matka się od niego oddala.
- Nie powinniśmy się więc martwić tym, że ponad półroczne niemowlę zanosi się płaczem gdy wychodzimy do pracy?
- W zasadzie nie. Za niepokojące można uznać jedynie sytuacje kiedy matka nie jest w stanie ukoić dziecka np. po powrocie do domu, albo gdy w czasie jej nieobecności malec bardzo długo nie daje się uspokoić niani czy tacie. To może świadczyć o jakimś problemie w sferze przywiązania, który warto przedyskutować ze specjalistą.
- Czy lęk separacyjny można jakoś zmniejszyć?
- Przede wszystkim najlepiej byłoby gdyby mama wróciła do pracy najwcześniej rok po porodzie czyli wtedy, gdy lęk separacyjny nie jest już tak silny. Jednak bez względu na to czy zdecyduje się na urlop wychowawczy, czy nie, powinna zadbać, by dziecko miało częste, bliskie relacje z kimś poza nią samą np. z tatą lub babcią. To na pewno zmniejszy dramat towarzyszący jej wyjściom, a także ułatwi stworzenie dobrej relacji z maluchem. Żadna kobieta bowiem nie powinna zajmować się dzieckiem sama przez całą dobę, bo będzie przeciążona, co nikomu w rodzinie nie wyjdzie na zdrowie.
- A co ma powiedzieć dziecku przed wyjściem z domu?
- Prawdę. Na przykład, że idzie do pracy i wróci po podwieczorku. W żadnym wypadku nie powinna przedłużać pożegnania w nieskończoność, biadolić: "mamie jest tak smutno, że musi cię zostawić", "jaki ty jesteś biedny", a tym bardziej wymykać się bez słowa. Najważniejsze, by dziecko nie było nieobecnością matki zaskoczone, nie czuło się oszukane, nie zaczęło żyć w lęku, że jak się odwróci to mama odejdzie, być może na zawsze. Malec musi się nauczyć, że zachowania opiekunów są przewidywalne.
- Mamy wymykają się bez pożegnania właśnie po to, by oszczędzić dziecku przykrości.
- Spójrzmy prawdzie w oczy - przede wszystkim oszczędzają jej sobie. Często nie potrafią zaakceptować u malucha jego negatywnych emocji, poradzić sobie z nimi. Czasami podczas rozpaczliwych pożegnań dochodzi do głosu ich własny dziecięcy lęk. Mamie będzie łatwiej gdy uświadomi sobie, że to co dzieje się z jej dzieckiem, jest nieodzowną częścią indywiduacji - czyli ważnego procesu, który ma doprowadzić do tego, że malec zacznie postrzegać siebie jako odrębną osobę.
- Na czym on polega?
- Na wyjściu, często także dosłownym - na pupie lub kolanach - z fazy symbiozy z matką co ma miejsce po ośmiu miesiącach od narodzin. Potem czeka malca poznawanie świata na własną rękę, stawianie czoła nowym wyzwaniom, okres sprzecznych uczuć - kiedy to niemal jednocześnie chce się przytulić do mamy i od niej uciec, a w końcu, etap buntu dwulatka - często trochę demonizowany przez mamy. Ta wycieczka w samodzielność kończy się zwykle tuż po trzecich urodzinach, kiedy to malec z upodobaniem używa zaimka "ja". Później w okresie dorastania następuje wtórny proces indywiduacji. Wtedy to młody człowiek ma przed sobą dwa ważne zadania: odłączyć się od rodziców i stać się oddzielną osobą w relacji z rówieśnikami. I tu mam dobrą wiadomość: jeśli we wczesnym dzieciństwie proces separacji nie przebiegał do końca pomyślnie, teraz można to nadrobić. Pojawia się druga rozwojowa szansa.
- Po czym możemy poznać, że trzylatek nie jest wystarczająco oddzielony od matki?
- Na przykład po tym, że nie jest w stanie przebywać bez matki kilka godzin dziennie, nawet jeśli osoba, która ma się nim opiekować jest mu dobrze znana, adekwatnie reaguje na jego potrzeby i potrafi się o niego zatroszczyć. Jeśli trzylatek przez wiele tygodni nie jest w stanie przyzwyczaić się do przedszkola i jego rozpacz w czasie pożegnań z mamą, się nie zmniejsza, to znak, że coś poszło nie tak. Oczywiście nie chodzi o to, by przedszkolak bez protestów przebywał bez mamy dziesięć godzin dziennie, bo to dla niego za dużo, ale już np. pięć powinien wytrzymać.
- Jak mama może ułatwić maluchowi ową separację?
- Ważne, by w pierwszych miesiącach jego życia była bardzo wrażliwa i wyczulona na jego potrzeby. Dzięki temu później dziecku łatwiej będzie zyskać świadomość wpływu na swoje otoczenie, a więc także zbudować poczucie własnej wartości.
Z kolei dziecko, które już skończyło pół roku, mama może wspierać w pierwszych, samodzielnych eskapadach. Klasycznym tego przykładem jest kobieta, która z uśmiechem aprobaty patrzy na malca podążającego w kierunku interesującego przedmiotu. Nie krzyczy "uważaj", "nie rusz", ani nie marszczy z niechęcią brwi. Już wcześniej zapewniła dziecku na tyle bezpieczne otoczenie, że teraz nie musi mu wszystkiego zakazywać w obawie, że ono zrobi sobie krzywdę. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że maluch nabije sobie guza. Jednak kiedy wróci do matki szukając ukojenia, ta go przytuli, zamiast czynić wymówki "a nie mówiłam, że upadniesz?" albo przekonywać go, że "wcale nie boli". Nie zabroni mu też kolejnej eskapady, a gdy ta zakończy się sukcesem, pochwali go i powie, że jest z niego dumna. Mamy często jednak popełniają ten błąd, że wychowują dziecko w przekonaniu, że tylko przy nich ono będzie bezpieczne.
- Często też wciąż odwlekają zakończenie karmienia piersią, czy przeprowadzkę malca do własnego łóżeczka, albo wprowadzanie nowych potraw.
- To fakt. Najogólniej rzecz ujmując opóźniają wszelkie zmiany, które mogą prowadzić do samodzielności. Czasami, do czego nie chcą przyznać się nawet same przed sobą, świadomość, że malec jest od nich bardzo uzależniony, pozwala im zachować poczucie kontroli, sprawia im przyjemność i zwiększa ich poczucie własnej wartości. To dotyczy zwłaszcza kobiet, których życiową rolą i często jedyną, w której czują się pewnie, jest rola matki. Są też takie, które uważają, że kiedy czegoś dziecku odmawiają, robią mu krzywdę, albo boją się, bycia tym "nie fajnym" rodzicem, który czegoś zabrania i sprawia przykrość.
- Mamy nie chcą też przyznać się do żalu, który czują kiedy wychodzą z domu, a dziecko reaguje na to ze stoickim spokojem. O czym to świadczy?
- Zazwyczaj o tym, że malec nawiązał bliską więź z opiekunem zastępczym czyli poradził sobie z trudną dla niego sytuacją. Taka sytuacja dotyczy zwłaszcza niemowląt, których mamy stosunkowo szybko po porodzie wróciły do pracy. Czasem dochodzi nawet do tego, że dziecko zaczyna mówić do opiekunki "mama", albo nie chce pozwolić jej wyjść z domu. To bardzo przykre, ale wcale nie oznacza, że maluch woli nianię czy tym bardziej, że tylko nianię kocha. Po prostu spędza z nią więcej czasu, przyzwyczaił się do niej i czuje się przy niej bezpieczne. Mamy nie muszą się obawiać, że ten fakt zaprzepaści doszczętnie ich szanse na nawiązanie bliskiej, prawdziwej relacji z dzieckiem.