Jestem, jestem ale jakoś weny do pisania brak:/
W Sylwka Filip się rozchorował, ja z resztą też. Mi przeszło po 3 dniach, małego trzymało prawie 10 dni. Rota nas dopadł. Fifi miał koszmarną biegunkę i wymiotował wszystko co zjadł. Przez te 10 dni pił śladowe ilości mleka bo tylko to chciał, a i tak połowę zwracał.
Jak go zważyłam u lekarza to okazało się że przez miesiąc nie przybrał ani grama a wręcz spadł trochę na wadze.
Ja tylko prałam, suszyłam i zmieniałam pościel oraz jego ubranka. Masakra.
No ale na szczęście już po i co najważniejsze apetyt wrócił:)
Poza tym znów jesteśmy u moich rodziców (od dwóch tygodni) i jeszcze z tydzień tu pobędziemy.
Nie chce mi się już nawet mówić dlaczego, napiszę tylko tyle TEŚCIOWA - REMONT.
Nóż mi się w kieszeni otwiera gdy pomyślę o tej osobie.
No ale o Filipie bo to jego wątek.
Młody momentami mnie zadziwia tym jak już dużo rozumie.
Wykonuje praktycznie wszystkie proste polecenia typu: "przynieś pieska", "Podaj klocki", Pokaż to czy tamto:)
Wczoraj zostawiłam odkurzacz w pokoju na dosłownie kilka sekund, gdy wróciłam zastałam mojego syna z kablem od odkurzacza w łapce (sam go rozwinął), usilnie próbującego włożyć wtyczkę od kabla do kontaktu. Gdy mnie zobaczył to zaczął mi po swojemu pokazywać i wyjaśniać, ze to trzeba tam właśnie włożyć:)
Poza tym uwielbia "wyginać śmiało ciało". Bo to raczej takie wygibasy niż taniec przypomina. Ale zaczyna się cały ruszać jak tylko muzykę usłyszy. Mówię wam, wygląda to tak, ze boki można zrywać.
Robi papa, pokazuje gdzie sroczka itd., daje cześć, kręci się wokół własnej osi na hasło "Zatańcz kółeczko" (najczęściej kończy się to klapnięciem na tyłek bo mu się w głowie kręci), daje buzi, gryzie mnie namiętnie tymi swoimi 7 ostrymi jak brzytwa ząbkami, mówi tata, baba, dada, koko, dzidzi, nana (to znaczy mama), da (daj) i mnóstwo innych mniej lub bardziej przypadkowych sylab.
Już mu praktycznie nie gotuję tych jego zupek, wcina to co my, oczywiście bez przypraw w zbyt dużej ilości.
Hiciorem jest rosół z makaronem, krupnik, jajecznica i pierogi.
Uwielbia też jogurty i oczywiście chrupki kukurydziane.
Strasznie polubił ser żółty ale wiem, ze nie powinien jeść go zbyt dużo więc ograniczam.
Od jakiegoś miesiaca Fifi ma jakiś okrutny lęk separacyjny. Gdy tylko straci mnie z pola widzenia to wpada wręcz w histerię, ryczy dopóki mnie nie zobaczy i ciężko go uspokoić. Czasem nawet do wc nie mogę wyjść. Wyczytałam gdzieś, ze u ponad rocznych dzieci coraz bardziej rozwija się świadomość, ze już nie są jednością z matką i boją się, ze mama zniknie. I nasila się to właśnie między 12 a 14 miesiacem życia dziecka. Mam andzieję, ze minie to szybko bo już nawet jak go z nainią zostawiam to nie robi mi pa pa z uśmiechem na twarzy tylko robi podkówkę i czasem nawet płakać zaczyna albo staje się smutny. Przykro mi z tego powodu ale staje się to też bardzo uciążliwe. Ale myślę, ze jak każdy etap i ten minie (i pojawi się pewnie nowy).
czy ja napisałam na początku, ze nie mam weny do pisania?
