Efekty pracy na pewno będą uwiecznione

Dziewczyny, moi przyszli teściowie przyprawili mnie wczoraj o tzw. "opad rąk"

Ale po kolei.
Obecnie mieszkam razem z narzeczonym, ale od rodziców dzieliła nas odległość 60 km. Ślub jest w mojej parafii, wesele w takiej wiosce mniej więcej w połowie drogi. Wesele opłacamy sobie sami, nie bierzemy kasy na ten cel ani od jednych ani od drugich rodziców. Teściowie są na emeryturze, specjalnie im się nie przelewa, więc nawet głupio by mi było jakby mieli brać na ten cel pożyczkę albo co... W każdym razie mieli przykazane, że mają się nie przejmować, my sobie sami wszystko pozałatwiamy. Przemek sto tysięcy razy im powtarzał, żeby niczego nie kombinowali na własną rękę. Ale od jakiegoś roku ulubionym zajęciem teściów stało się "zamartwianie sprawami weselnymi": jak goście trafią do kościoła, jak trafią na salę, itp itd. Powtarzane było do znudzenia, że wszystko się załatwi i niech się nie martwią. Z ich miejscowości na wesele zaproszeni są brat Przemka z rodziną, ciotka z wujkiem i 22 osobowa grupa naszych znajomych. Od początku gościom powtarzaliśmy, że transport będzie zorganizowany z kościoła na salę, ale pod kościół muszą się jakoś sami dostać. Rodzinę miały natomiast zawieźć samochody innych znajomych (nikt tam akurat nie posiada własnego auta).
I co? Jakieś 3 tygodnie temu wyszło na jaw, że matka zamówiła 19 osobowy bus z rybnika do kościoła, z kościoła na salę i potem miał jeszcze wieczorem zabrać gości do domu. Umowa podpisana, zaliczka wpłacona. No i fajnie. Problem tylko taki, że do 19 osobowego busa nie zmieści się 22 osobowa grupa ludzi. Chciałam zamówić jeden autokar, który by obrócił z ponad 40 ludźmi, a tak to mi połowa zostaje, czyli wychodzi na to, że trzeba płacić 2 razy komuś za tą samą trasę: zamiast jednego autokaru, 2 busy. Przemek jak się o tym dowiedział, to się trochę wkurzył, coś tam nagadał, to potem się matka chyba trochę obraziła.
No trudno, jak zaczęliśmy kalkulować ceny, to wyszło na to, że 2 dodatkowe busy wyjdą taniej niż ten autokar, więc machnęliśmy ręką.
Wczoraj byliśmy u teściów i wyszła znowu sprawa z transportem. Ojciec zaczął gadać, że zbiórka do odjazdu ma być na godzinę 9. Ślub jest na 12, spokojnym tempem przejeżdża się tą trasę w godzinę. Ja mówię, że 9 do zdecydowanie za wcześnie. Najwcześniej na 10. Nawet jak się ktoś tam spóźni pół godziny, to na 11.40 spokojnie dojadą. To teść, że to za późno, że jak się ktoś spóźni to coś tam... Przemek mówi, że na 11 to by było za późno, a 10 spokojnie starczy. Teściu chyba coś se źle usłyszał i ubzdurał sobie, że my chcemy odjazd o 11

Potem coś się zaczęli z matką kłócić i wyszedł obrażony do pokoju. Mówię Wam: siedziałam i było mi strasznie głupio. Przemek tam poszedł i tylko słyszałam gadkę na temat godziny 11. Potem coś w stylu: wy nie chcecie żebyśmy się wtrącali, to dobrze, a kto kupi cukierki dzieciom?
Kurde, jakie cukierki? W ich wyobrażeniu jak Przemek wyjdzie z klatki to obstąpi go chmara dzieci żądnych cukierków.
Przemek: dobra, kupie cukierki. A ojciec: a jak będą chciały pieniądze?

Ta... a jak będą chciały laptopy?
Trzy miliony potencjalnych problemów roi im się w głowie. Dzisiaj rano jeszcze siedliśmy raz i zaczęliśmy tłumaczyć, że to przecież nie o to chodzi, że to ma być najpiękniejszy dzień w naszym życiu, żeby się tak nie przejmowali. Że jakieś tam cukierki to jest jedynie pierdoła, dodatek, a nie coś co będzie najważniejsze w tym dniu. Trzy razy się pytaliśmy, czy jest coś czym się jeszcze przejmują, albo co ich gryzie. Cisza... Powtarzaliśmy, że nie warto się gryźć takimi pierdołami, że to jest nic...
Ale wiecie co, jakoś nie chce mi się wierzyć, że dotarło. Po południu byliśmy u Przemka brata, tam nas jeszcze jeden kwiatek spotkał. Ojciec martwi się też, czy DJ ma kable do sprzętu i czy mu w restauracji nie każą za to płacić

Wiecie co, nawet jakbym długo myślała, to takiego problemu bym nie wymyśliła.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nasz ślub jest dość wcześnie. Oni przyjadą do domu moich rodziców pewnie koło 10. W tym czasie ja będę jeszcze u fryzjera, a może na makijażu. Zanim wrócę, ubiorę się, to będzie tylko czas na szybkie błogosławieństwo i do kościoła.
Już widzę, że teściu będzie co 5 sekund patrzał na zegarek, i co 10 pytał się Przemka gdzie jestem. Normalnie boje się, że mnie to wyprowadzi z równowagi, a co gorsza mojego przyszłego męża

No to się wyżaliłam.
Byliśmy dzisiaj na poszukiwaniu koszuli i krawata. Ale bez większych efektów. Przemek mierzył dwie koszule: jedna miała za długie rękawy, a druga była tak cienka, że każdy włos na klacie było widać

Z krawatami też lipa. Chyba zamówimy krawat z wypustką na allegro, podobnie jak spinki, a za koszulami trzeba sie będzie jeszcze rozejrzeć.
A ja sobie sprawiłam spódnicę z gorsetem na przebranie po oczepinach

Biały wyszywany gorset i biała spódnica. Dużo to lżejsze od mojej sukni, ale dalej utrzymane w "ślubnym" stylu. Tak więc wystąpie w dwóch kreacjach, a co mi tam