Ale miałam dzisiaj sytuację na drodze...
Jechałam DTŚ (trzypasmowa droga szybkiego ruchu) - wiadomo, że tam się nie jeździ 60 km/h. Zjeżdżałam już z głównej drogi żeby odbić do miasta. Jechałam prawym pasem. Po prawej barierki, a z lewego pasa centralnie na mnie zjeżdża samochód. Najwidoczniej mnie nie widział, albo co gorsza, w ogóle nie spojrzał. Hamulec do dechy, klakson. Normalnie byłam centymetry od zderzenia. Cudem wyhamowałam. Serce mi tak waliło, że myślałam że wyskoczy. Przez następne 5 minut cała się trzęsłam. Ładny byłby prezent na imieniny, nie ma co.. Najgorsze, że choćby nie wiadomo jak dobrze się jeździło to takich sytuacji nie da się uniknąć.
Kiedyś też cudem uniknęłam zderzenia. Z Bytomia do Gliwic prowadzi taka droga dwupasmowa, po obu stronach znajdują się często pasy zjazdowe i dojazdowe do centrów handlowych. Ja jechałam lewym pasem, po prawej stronie mijałam samochód i nagle patrze, a w poprzek drogi stoi samochód. Hamuje na maksa i widzę, że nie mam szans, z prawej strony blokuje mnie to auto, które wymijałam. Widzę, jak niebezpiecznie zbliżam się do zderzenia. W głowie milion myśli na sekundę. W środku oczywiście baba gapi się z rozdziawioną gębą. Ominęłam ją zjeżdżając w ostatniej chwili na przeciwny pas ruchu. Coś by tam jechało, coś by za mną jechało - koniec. Okazało się, że ta baba postanowiła sobie zawrócić na takiej drodze.. Jak tak można - nie mieści mi się to po prostu w głowie.