Ostatnio widziałam, jak PM pobiła się w kościele z siostrami swojego narzeczonego. Bo ją ignorowały i opluły jej samochód
A wiecie, że jest specjalny kanał, który nazywa się Wedding TV? Ja go niestety nie odbieram
To teraz będzie krótka notka nt moich przyszłych teściów.
Niektóre dziewczyny strasznie narzekają, że teściowe wtrącają się w przygotowania, forsują swoje zdanie itp itd. U mnie sytuacja jest zgoła odwrotna. Oni się w ogóle ślubem nie interesują, przynajmniej w tej kwestii żeby się o coś pytali. Co mamy załatwione, co nam potrzebne. No i z jednej strony się cieszę, że się nie muszę tłumaczyć albo jakoś czekać na akceptację ich zdania, ale z drugiej trochę mnie to wkurza. Za wesele płacimy sobie sami, bo moi teściowie nawet jakby chcieli to nie bardzo mieliby z czego nam to sfinansować. A przecież nie będę wymagać od nich zaciągania kredytu. I od początku było im powtarzane, że my płacimy i żeby sobie tym głowy nie zawracali. Ale czasem mam takie wrażenie, jakby teść nie wierzył, że jesteśmy w stanie to sobie sami zorganizować. Ciągle o tym myśli, jak to się uda. I jego największym zmartwieniem jest to, jak ci goście dojadą do kościoła i na salę. Ślub bierzemy w jednym mieście, wesele będzie w innym, a goście są z kilku okolicznych miejscowości. Trąbimy od początku, że transport z kościoła na salę będzie zapewniony (chcemy wynająć autokar) i że to nie koniec świata i będzie dobrze. Ale mimo to motyw "jak ci goście się nie pogubią" cały czas się gdzieś tam przewija.
Jedyne dwie rzeczy o które się teściowa spytała to "czy będziemy chcieli żeby ślubu udzielił nam jakiś tam kuzyn/wujek Przemka" (nie wiem nawet kto dokładnie - Przemek też chyba nie). W domyśle pewnie oni by tego chcieli, bo to tak ładnie jak ktoś z rodziny udzieli ślubu. Ale po pierwsze: ja gościa nie znam, Przemek go widział może dwa razy w życiu. Po drugie: on teraz urzęduje gdzieś koło Częstochowy. To trzeba by go było przywieźć, zawieźć, przenocować i zaprosić na wesele, załatwiać pozwolenie w mojej parafii itp. No sorry - jakoś mi się to nie widzi.
A druga rzecz: "czy będziemy hołdować zasadzie rozdawania wódki weselnej gościom po weselu"? Coś tam mi się obiło o uszy, że padła liczba 150 butelek, które rzekomo będziemy potrzebować. To mnie też trochę wkurzyło, bo wesele planujemy na 80 osób i 100 butelek myślę w zupełności wystarczy. A te 50 butelek oczywiście mamy sami kupić. Nic z tego.
A i ojciec Przemka jeszcze się spytał, czy wkład w wesele będziemy dzielić tradycyjnie (niby pan młody wódka i coś tam, a pani młoda resztę). I tu się chyba najbardziej wkurzyłam. Bo od początku mówimy, że SAMI sobie finansujemy. To co ja mam płacić ze swojej pensji wszystko, a Przemek wódkę i jakieś pierdoły?
No to się wyżaliłam. Niby są mili i serdeczni, ale jak już się o coś spytają to wolałabym żeby se to wcześniej przemyśleli trzy razy. Ale jak widać i tak źle i tak niedobrze