ja miałam planową cc i lewatywy nie było
ale rano przyszłam na IP na czczo więc pewnie dlatego mi to darowano

samej operacji nie wspominam dobrze
po przyjęciu i badaniu (mega bolesnym, czego nie doświadczyłam przez całą ciążę, sądzę więc że bolesność badania zależy badającego i jego "zdolności") zostałam położona w sali przedoperacyjnej czy przed porodowej mega zestrachana szczególnie że nie chcieli wpuścić W. Gdyby był poród sn to nie ma problema ale przy cc już był ale ja się spłakałam a W nie dał się wypędzić złapał jakiegoś dr i z nim pogadał i zaraz mógł być ze mną.
Tm znów milin pytań papierów ktg no i ten cholerny cewnik na szczęście nie było tak źle.
W końcu powędrowałam na stół.
Tam była super miła pielęgniarka chyba anestezjologiczna z miłym głosem uspokajała mnie bo ja z nerwów cała dygotałam.
Potem anestezjolog też fajny nie bałam się wkłucia więc spoko luz. Ale zaraz spokój odszedł o zaczęłam się dziwnie czuć. Zaczęło mi się kręcić w głowie, dr sprawdził mi czucie lodem a ja nagle miałam problem z oddychaniem. Powiedziałam o tym ale to ponoć normalne bo sparaliżowane są w połowie mięśnie oddechowe i stąd problem z oddechem.
Odczucie fatalne bo miałam wrażenie że umieram przez uduszenie
Za chwilkę mówią mi że mam dziewczynkę na co ja

jak to dziewczynka? hihihi przecież czułam że to Hubert hehehe. Pokazali i malutką na chwilkę i poszli. Waldi pod drzwiami czekał i widział małą i wsie zabiegi przy niej robione i dostał ją na ręce i tak ich zastałam po zaszyciu gdy wyjechałam z sali operacyjnej zobaczyłam W z malutką ze łzami w oczach, sama się spłakałam..
Lecz potem to już pamiętam jak przez mgłę bo zaraz dali szprycę w kroplówce..
Potem przyszedł czas na pionizację - tu mega miła położna pomogła wstać wykąpać się wytrzeć i człowiek jak nowonarodzony. Niestety do czasu położeni się i ponownego wstania.
Waldi był ze mną do 1 w nocy położna powiedziała że przywiozą dziecko jak zacznie płakać na karmienie. I ja czekałam pół nocy na to karmienie i nasłuchiwałam więc nie spała nic. W końcu postanowiłam wstać na siku i co? Meg ból, pół godziny kombinowania jak wstać, spłakana z bólu i bezsilności i słyszałam płacz dzieci i wydawało mi się że to Karolka tak płacze. W końcu zadzwoniłam na położną. Prosiłam aby pomogła mi wstać już siedziałam na łóżku ale nie miałam siły wstać, bolało strasznie
A położna z tekstem że minie pomoże bo ją kręgosłup boli...................................
Mam się nie certolić i wstawać znów walka ja płaczę i próbuję wstać a ona stoi i patrzy jak się męczę i komentuje....... no ręce opadają w końcu wstałam poszłam do wc wróciłam i znów położyć się problem ehhh i znów zero pomocy i komentarz.
Położyłam się i za chwilę przywieźli mi Karolkę (sądzę, że to specjalnie zaaranżowane żebym nie "histeryzowała"). Nakarmiłam małą napatrzyłam się ale teraz chciałam nakarmić z drugiej piersi i znów problem jak ą przenieść z 1 strony a drugą a przy okazji samej się obróci jak wsio ciągnie i boli i dodatkowo boisz się aby nie paś na dziecko....
znów dzwonek na położną - przyszła inna ale jakoś specjalnie nie pomogła jak tylko się obróciłam rzuciła mi małą nie czekając czy umiem ją przystawić czy wsio ok z miną jakbym jej rodzinę gazetą wybiła.
i tak dotrwałam do rana już mega zmęczona bo nie spałam całą noc umęczona bólem i wściekła na położne i siebie że taka niemoc mnie ogarnęła. Dopiero na obchodzie lekarz zapytał jak się czuję na co ja bez ogródek powiedziałam że fatalnie i dopiero o spytał się kiedy miałam ostatnie środki p/bólowe i że teraz mogę o nie prosić bo po kroplówce są już na żądanie o czym nikt wcześniej nawet się nie zająknął.
Dostałam czopka i nagle siły i humor mi wróciły ale niesmak pierwszej nocy pozostał....